Cała rodzina odprowadziła babcię Stefę. I szczerze mówiąc, powiedzieli jej wprost, jak bardzo są nią zmęczeni. I że w końcu przyszła wiosna, a teraz będzie jeździć na wieś do późnej jesieni. Wnuki były dla niej oziębłe, synowa jej nie lubiła. A jej syn ciągle wyjeżdżał w podróże służbowe. Ale kiedy wracał, traktował matkę prawie lepiej niż swoją rodzinę.
Była dla nich ciężarem. Sama Stefa wszystko rozumiała i nie mogła się doczekać ciepła… Cała rodzina odprowadziła babcię Stefę. I szczerze mówiąc, powiedzieli jej wprost, jak bardzo są nią zmęczeni.
I że w końcu przyszła wiosna, a teraz będzie jeździć na wieś do późnej jesieni. Wnuki były dla niej oziębłe, synowa jej nie lubiła. A jej syn ciągle wyjeżdżał w podróże służbowe. Ale kiedy wracał, traktował matkę nie lepiej niż swoją rodzinę. Była dla nich ciężarem. Rozumiała wszystko i znosiła tę postawę z całych sił, co roku czekając na wiosnę jak na coś niesamowitego. W tym roku wiosna przyszła wcześnie.
Babcia często siadała przy wejściu i podziwiała ciepłe wiosenne niebo, wygrzewając się w słońcu. Wyglądała jak obdarty wróbel. Chuda, w starych łachmanach, w znoszonych starych butach z gumowymi kaloszami. Pomimo tego, że rodzina jej nie lubiła, sąsiedzi traktowali ją dobrze. Zawsze ją pozdrawiali, martwili się o jej zdrowie, pomagali wejść z ulicy na piąte piętro. A chłopcy z sąsiedztwa nawet raz nieśli jej torbę z zakupami, gdy spotkali ją w drodze ze szkoły do domu, wracając ze sklepu.
Pomimo zaawansowanego wieku babcia Stefa zawsze robiła wszystko w domu. Gotowała, prała i sprzątała. To były jej obowiązki. Moja synowa rzadko robiła którąkolwiek z tych rzeczy. “Cały dzień siedzisz w domu, więc wszystko robisz tutaj”, mówiła bezczelnie, wracając wieczorem z pracy i zdejmując buty w przedpokoju.
Jej wnuki nie chciały z nią rozmawiać. A kiedy odwiedzali ją przyjaciele, nie wychodziła z pokoju, ponieważ jeden z wnuków powiedział kiedyś, że zawstydza ich swoim wyglądem. Babcia Stefa nigdy nikomu nie zaprzeczała. Przeważnie milczała.
Wieczorami, kiedy wszyscy już spali, płakała cicho w swoim pokoju. Nie chciałem zabierać jej do autobusów.
Nie miała ze sobą zbyt wiele. Starą torbę i mały worek z jakimiś szmatami. Podpierając się kijem, kulała cicho wzdłuż peronu. Wkrótce nadjechał pociąg, a ona weszła do wagonu. Stefa wyglądała przez okno z życzliwym i pogodnym spojrzeniem.
Gdy pociąg ruszył, wyjęła z torby pomiętą fotografię. Jej syn, wnuki i synowa uśmiechali się do niej. To było jedyne miejsce, gdzie ostatnio widziała ich uśmiechy. Pocałowała zdjęcie i ostrożnie schowała je do torby. Wysiadając na stacji, szła spokojnie w kierunku wioski. Ktoś podrzucił ją prawie pod sam dom.
Stefa otworzyła bramę i poszła swoją rodzimą ścieżką do domu. Wszystko tu było jej własne, znajome, ciepłe. I tutaj była potrzebna. Nawet jeśli stare mury, stara tratwa i ganek były stare, była potrzebna.
Czekali na nią tutaj. Tutaj się urodziła. Tutaj urodziły się jej dzieci. Stefa mieszkała tu przez ponad połowę swojego życia. Przeżyła swojego najstarszego syna. Tak się złożyło, że nie dożył tego dnia.Stefa otworzyła okiennice w oknach i zalała piec.
Usiadła na ławce przy oknie i zamyśliła się. Na tej ławce siedziały jej dzieci. Jadły przy tym stole i spały na tych łóżkach. Biegali po tej podłodze i wyglądali przez te okna. Głosy dzieci dzwoniły jej w uszach. Była wtedy mamą. Najpotrzebniejszą dla nich.
Najbliższą i najdroższą.A słońce świeciło wtedy przez okno i było wiele dni szczęśliwych i beztroskich.Uśmiechała się do przyjaznej wiosny.Rano już się nie budziła. Zostając na zawsze na swojej ziemi.
Na stole leżało wiele starych fotografii. I jedno świeże. Ale pamiętany, ten sam, który wczoraj wywołał uśmiech na twarzy rodziny mojej babci. Przeprosić, podziękować, wyznać uczucia. Dopóki żyjemy, nie mamy prawa odkładać tych rzeczy na jutro. W końcu, gdy ktoś odejdzie, już nigdy nie powróci, a w naszych sercach pozostaną takie kamienie, że bardzo trudno będzie je unieść. Musimy żyć wiarą. Musisz żyć zgodnie z prawdą. I czynić dobro z serca.
Od siebie. Kochaj i czekaj, doceniaj uczucia innych, pamiętaj o tych, którzy dali ci życie i postawili cię na nogi