Mój brat i ja straciliśmy wcześnie rodziców. On miał wtedy dwadzieścia dwa lata, a ja dwadzieścia. Ukończył już studia, a ja jeszcze studiowałam. Dostaliśmy w spadku po nich dwupokojowe mieszkanie. Ponieważ brat w tym czasie już skończył naukę, wrócił do rodzinnego miasta i mieszkał sam w mieszkaniu.
Nie pojechałam z nim do domu, ponieważ studiowałam w ciągu dnia i pracowałam, aby zapłacić za studia. Przyjechałam dopiero po ukończeniu studiów. Chciałam odetchnąć i trochę odpocząć, ostatnie sześć miesięcy nauki było trudne ze względu na intensywne przygotowanie do egzaminów i pracy.
Podczas mojej nieobecności brat zaczął mieszkać ze swoją dziewczyną Kasią. Oczywiście zabrał ją do naszego mieszkania, gdzie bezpiecznie zajęli oba pokoje, a mnie nikt o nic nie zapytał. Oczywiście wywołało to u mnie oburzenie i poprosiłam o opuszczenie mojego pokoju. Kasia zacisnęła usta, ale spełniła moją prośbę.
Mieszkałam z nimi tylko przez kilka miesięcy, potem zdecydowałam, że nic mnie nie trzyma w moim rodzinnym mieście i wróciłam do miasta, w którym studiowałam. Brat do tego czasu oświadczył się swojej ukochanej i przygotowywali się do uroczystości. Nie zaproszono mnie na ślub, ale nie mogę powiedzieć, że bardzo się tym martwiłam. Przebywanie obok Kasi nie było dla mnie zbyt przyjemne.
W ciągu sześciu miesięcy musiałam udać się do rodzinnego miasta, by uzupełnić kilka dokumentów. Sprawa nie była szybka, więc musiałam zostać na tydzień. Kasia była już w szóstym miesiącu ciąży.
– Jak długo jeszcze tu zostaniesz? Twój brat, jeśli nie zauważyłaś, ma już własną rodzinę, wkrótce będziemy mieli dziecko. A Ty, postronna osoba, wciąż się tutaj kręcisz – powiedziała mi szwagierka.
Przypomniałam jej, że ta „postronna osoba” jest właścicielem połowy mieszkania, a Kasia jest tutaj z dobrej woli brata i nawet nie jest zameldowana, ponieważ nie wyrażam zgody i nigdy jej nie wyrażę.
– Mogłabyś podarować swoją część mieszkania bratu na wesele, bo od Ciebie nic nie dostaliśmy, nawet wiadomości nie było.
Było to dla mnie zabawne. Dlaczego miałabym robić takie drogie prezenty dla brata, poza tym na wesele, na które nawet mnie nie zaproszono? Nie chciałam już więcej dyskutować z Kasią. Załatwiłam swoje sprawy w mieście i wyjechałam.
Potem nie przyjeżdżałam do miasta długo, na pewno dwa lata. Jednak kiedy wyszłam za mąż, zdecydowałam, że musimy jakoś rozwiązać problem mieszkania. Mój mąż nie miał nieruchomości, a nie chcieliśmy przez całe życie wynajmować lokum. Zdecydowaliśmy się wziąć kredyt hipoteczny i wiedziałam, skąd wziąć środki na pierwszą ratę.
Przyjechałam do mojego rodzinnego miasta, spotkałam się z bratem i powiedziałam, że nadszedł czas, abyśmy rozwiązali kwestię mieszkania. Sprzedajemy, dzielimy pieniądze, a potem każdy z nas idzie swoją drogą. Brat z pewnością nie był zadowolony z pomysłu, przyzwyczaił się do tego mieszkania jak do własnego. Zaproponowałam mu wykupienie mojego udziału, ale powiedział, że nie mają takich pieniędzy. Cóż, nie, więc trzeba było sprzedać.
Brat poprosił, aby dać mu trzy miesiące na załatwienie swoich spraw. Postanowiłam poczekać. Uzgodniliśmy, że za trzy miesiące będziemy mieli pełen pakiet dokumentów na sprzedaż. Wróciłam do męża.
Minęły trzy miesiące, a z bratem nie było żadnego kontaktu. Nie odbierał telefonu, sam nie oddzwaniał. Musiałam znowu z nim porozmawiać osobiście. Brat unikał mnie jak diabli kadzidła. Kasia próbowała mi nie otworzyć drzwi, ale powiedziałam, że dzwonię na policję i wejdę, tylko bardzo głośno, ku uciesze wszystkich babć z sąsiedztwa.
Niezadowolone twarze krewnych mnie nie zawstydziły, przyjechałam w konkretnej sprawie i byłam zdeterminowana. Zapytałam brata, czy już załatwił wszystko, jak uzgodniliśmy.
– Zmieniłem zdanie na temat sprzedaży mieszkania. Teraz nie zaciągniemy kredytu hipotecznego, żona jest znowu w ciąży – stwierdził brat.
Odpowiedziałam, że bardzo się cieszę, ale potrzebuję pieniędzy. Brat obojętnie rozłożył ręce, licząc, że ich zrozumiem.
– Dobra, to uwolnijcie od swoich rzeczy moją połowę i ją sprzedam – powiedziałam obojętnie.
Brat i żona zamilkli. Nie wyobrażali sobie, że może z nimi zamieszkać ktoś obcy. Powiedziałam, że jeśli nie chcą sprzedać mieszkania, a ja potrzebuję pieniędzy, to sprzedam tylko swoją część. Oczywiście będzie mniej pieniędzy, ale na pierwszy wkład z tym, co już mamy z mężem, całkowicie wystarczy.
– Komu chcesz sprzedać? – uśmiechnęła się szwagierka. – Nikt z nami nie będzie mógł żyć długo, to Ci gwarantuję.
– To goście z zagranicy, właśnie wczoraj rozmawiałam z przyjacielem. Jest gotów zapłacić nawet teraz. Ma rodzinę, muszą gdzieś mieszkać, a nasz dom jest w dobrej lokalizacji – odpowiedziałam i zauważyłam, jak uśmiech z jej twarzy schodzi.
Brat i żona zaczęli lamentować, że mają dziecko, a wkrótce będzie kolejne…
Dobrze się zadomowili – mój brat postanowił stworzyć takie warunki, że nie mogę tam mieszkać i nie mogę wynająć swojej części, a sam nie chce sprzedać mieszkania… I to niby ja nie mam sumienia?