W tym roku kończę 50 lat. Moja druga żona ma 26 lat, była młoda i głupia, pewnie dlatego wszędzie szukała miłości.
Z moją pierwszą żoną pobraliśmy się, gdy miałem 21 lat, a ona 19. Bardzo się kochaliśmy. Widzieliśmy i czuliśmy to wszystko. Minęły lata i miłość odeszła.
Chociaż dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że to nie była miłość, ale przyciąganie, krótkotrwałe przyciąganie. Poznałem inną dziewczynę w okresie romansów minuta po minucie z moją żoną. Miesiąc później rozwiodłem się z żoną, z którą spędziłem niecałe 30 lat mojego życia.
Po rozwodzie natychmiast zamieszkałem z moją dziewczyną: spotykaliśmy się od miesiąca. Była jedynym dzieckiem w rodzinie. Nie mogę powiedzieć, że była rozpieszczona, ale uwielbiała być w centrum uwagi. Była bardzo inteligentna jak na swój wiek i nie interesowała się osobami płci przeciwnej.
Na początku to był raj. Gotowała pyszne posiłki, dbała o mnie, pieściła i opiekowała się mną. Żadnych wrzeszczących dzieci, żadnych kłótni, żadnych skarg. Rodzinna idylla! Czas wszystko zmienił. Wracałem do domu z pracy i zastawałem zabłocone mieszkanie, nic do roboty, a mojej żony często nie było w domu. Zaczęła przesypiać całe noce.
Trwało to bardzo długo. Dokładniej mówiąc, mieszkaliśmy razem przez rok, ale wydawało mi się to wiecznością. Pewnego dnia nie mogłem już tego znieść i powiedziałem, że jeśli nie zmieni swojego zachowania, będę musiał ją opuścić.
Zostawiła mnie samego. Nazwał mnie starym dębem, co było bardzo ostre. Dopiero teraz zrozumiałem, co straciłem.
Stworzyłem własne szczęście. Teraz bardzo tęsknię za rodziną, dzwonię do żony, proszę, by mi wybaczyła i dała szansę na zadośćuczynienie, ale ona po prostu mnie odsyła, nawet nie próbując słuchać.