Rodzice 15-letniego chłopca zostali wezwani do szkoły, ponieważ odmówił wyniesienia śmieci. Zobacz, co zrobił jego ojciec!” – Jutro wezwą go do szkoły!” – moja żona upuszcza torbę i siada zmęczona na ławce w korytarzu. – Co się stało? – pytam.
– Twój syn znowu ma kłopoty! Uśmiecham się. Jesteśmy tacy od dawna – wszystko co dobre w dzieciach pochodzi od niej, wszystko co złe ode mnie. Wręcz przeciwnie, niektóre z ich “wad” uważam za zalety. Kładzie mi głowę na ramieniu: “Dzwoniła Zinka. Mówi, że wyrzucił kosz na śmieci przez okno szkoły na ulicę!” “Zinka” to dyrektorka szkoły 181.
“Może powinieneś pójść!” patrzy mi żałośnie w oczy. “Oczywiście, że pójdę!” zgadzam się.To zemsta. Dwa miesiące temu dyrektorka popełniła błąd, wzywając do szkoły również swoją żonę. Ale przyszedłem.
To był niezwykły przypadek. Wcale nie. Byłem zły i zdenerwowany tym, co zrobił mój 15-letni syn. Chciał zrobić fajerwerki z resztek petard, które zostały po Nowym Roku i zabrał je na dyskotekę w szkole. Dobrze, że dyżurujący nauczyciele w porę to zauważyli i skonfiskowali. Zinaida Pawłowna zostawiła mnie, abym “zajęła się” dyrektorką szkoły.
Na początku nie rozpoznałam w niej przewodniczącej. Była niska, siwowłosa, ubrana w niezrozumiałe ciuchy i mówiła niespójnie. Bardziej przypominała mi technika. Prawie godzinne przesłuchanie zakończyło się jednym pytaniem: “Czy ma pan pojęcie, co by się stało, gdyby ją wysadził?” – nie wytrzymałem dłużej i sam zadzwoniłem po samochód operacyjny z napisem “Akcja minerska” do szkoły. To było niezwykłe wydarzenie. PP: Sytuacja potoczyła się według nietypowego scenariusza. To miało być nasze pierwsze spotkanie. Tym razem nie spotkaliśmy się wcześniej. Ona o tym nie wiedziała, a ja miałem przewagę.
Mój syn i ja idziemy do biura dyrektora. Zatrzymuję go w sekretariacie i wchodzę do gabinetu. Kiedy Zinka mnie widzi, jest zaskoczona, ale tego nie okazuje. Nawet uśmiecha się chłodno. Wita mnie bardzo uprzejmie i prosi, żebym zaprosił jej syna, niemal rozkazuje mi tu przyjść: “Proszę, przyprowadź tu swojego syna!” Jestem zaskoczony. “Żebyśmy mogli go wysłuchać i żeby mógł nam powiedzieć, jak mógł zrobić tak straszną rzecz!”
Jest niezadowolona i zaczyna się złościć. Zazwyczaj to ona zadaje pytania – On nigdzie nie pójdzie! Nie wiem jeszcze, co zrobił! Proszę, nie wydawaj werdyktów!” Biorę sytuację w swoje ręce. Nie lubię, gdy mówi mi się, co mam robić. “Słyszałem już jego wersję” – odpowiadam – “Teraz ty mi powiedz, co się stało.” Zinka zdaje się mnie nie słyszeć: “Proszę zaprosić syna tutaj i samemu usiąść.” Podsuwa mi krzesło, a ja zamykam drzwi.
Mój syn zostaje w sekretariacie, znam tę sytuację. Musiałem uczestniczyć w podobnej rozprawie. Od tamtej pory nienawidzę takich spotkań i ludzi, którzy je organizują. Zinka jest słabą osobą. Takim ludziom nie można powierzać władzy. Zwłaszcza władzy nad dziećmi. Mogę sobie wyobrazić, ile procesów odbyło się w jej biurze. Ile złamanych dziecięcych dusz z tego wyszło. A co najważniejsze, zdradzonych przez własnych rodziców.
Dobrze znam tę metodę. Osoba jest przyprowadzana i stawiana przed wszystkimi. Jest już oskarżony. Wyrok został wydany dawno temu przez takich Zinkosów. Ale cały interes jest inny – musimy zdeptać tego człowieka. Trzeba go złamać i zniszczyć, żeby już nigdy nie mógł podnieść głowy przeciwko systemowi. Osąd małego człowieka. Który jeszcze nie nauczył się bronić. W tym celu zapraszani są rodzice, którzy siadają specjalnie obok, tuż przed własnym dzieckiem. Następnie rozpoczyna się przesłuchanie.
Przy każdej odpowiedzi dyrektorka patrzy rodzicom w oczy: “Widzicie! Jak coś takiego mogło mu przyjść do głowy?” A rodzice będą posłusznie kiwać głowami. Zgadzając się, dopuszczają się zdrady.Geniusz zła Zinki triumfuje! Co może zranić dziecko jeszcze bardziej niż fakt, że członkowie jego rodziny publicznie go porzucają…
Nie siadam na krześle dla zasady. Chcę jasno powiedzieć, że ta sprawa nie jest dla mnie warta jajka i nie mam ochoty siedzieć tutaj i dyskutować o moim synu. “Zaprosiłaś mnie do szkoły!” Patrzę jej prosto w oczy. “Proszę wyjaśnić mi powód wezwania!” Zinka jest zagubiona i nie znajduje nic lepszego niż ponowne zaproszenie syna do gabinetu dyrektora. Kontynuuję przedstawienie. Odwracam się do wychowawczyni i pytam, co się stało. Ona wierci się na krześle i nerwowo krzyczy do mnie: “Poprosiłam go, żeby wyniósł śmieci! Odmówił, więc zamknęłam go w klasie! Wyrzucał śmieci przez okno! Patrzę na wszystkich – Jakim prawem zamykacie mojego syna w gabinecie!
Nauczycielka mruży oczy. Zaczynam się złościć: “Dlaczego mój syn ma wynosić śmieci w szkole?” – patrzę na Zinkę: “- Czy to teren zamknięty?” – Może trzeba wysłać do szkoły komisję? Może nie macie do tego sprzątaczki, albo ktoś nabija kasę na fałszywy paragon!!!- Może jednak posłuchamy wersji pani syna!!!- odzywa się głos samotnego mężczyzny. To jest odchylenie.
Przed Zinką. Jest młody, jak się później okazało – kandyduje na posła. “Kim pan jest?” pytam. “Jestem nauczycielem w tej szkole.” “Co pan ma wspólnego z moim synem?” gubi się i kręci bezradnie głową. W radzie pedagogicznej!” znajduje coś w odpowiedzi. “To zaprośmy moich przyjaciół i jego przyjaciół! Jego trenerów ze szkoły sportowej, jego sąsiadów z domu! To będzie moja rada pedagogiczna!
A potem wysłuchamy wszystkich”. Wszyscy zamilkli. Zwracam się do Zinki: “Chciałeś przeprowadzić proces? To się nie uda! Nawet nie próbuj! Znam prawo! Nawet wasze prawo, prawo szkolne, nie ma takich zasad! -Nie zachowuj się jak właściciel tego miejsca! Zostałeś zatrudniony, więc ucz! A my będziemy uczyć się sami, bez ciebie! Mogą cię zwolnić, tak jak cię zatrudnili! Trzasnęłam drzwiami. Szach mat – przytulam syna i wracamy z nim do domu.
Będą cię teraz przyłapywać na błędach, żebyś pamiętał o wykroczeniu – obiecuję, że więcej nie zostaniesz wezwany do szkoły! Znajdziemy inną… Jestem zadowolona z tej sytuacji. Pozwoliła mi chronić swoje dziecko. Ona jest ważna dla nas obojga.” Dotrzymał słowa. Nie wezwano nas ponownie do szkoły aż do końca studiów. A jedyne, co musiał zrobić, to nie zdradzić i chronić własne dziecko…