Kiedy Olha Zakharivna zestarzała się i ledwo mogła chodzić o własnych siłach, jej wnuk Artur i jego żona Halyna postanowili pozbyć się staruszki. Olga Zakharovna nie miała innych krewnych, nikogo, na kogo mogłaby zrzucić winę, a nie chcieli wysyłać jej do domu opieki, ponieważ musieliby płacić za opiekę nad nią. Wnuk postanowił więc oszukać babcię. Powiedział jej, że jego siostrzeńcy zapraszają ją w odwiedziny, wsadził do pociągu i wysłał w drogę donikąd. Tak moja babcia skończyła na ławce na peronie dworca kolejowego w nieznanym mieście. Była bez grosza.
Tam właśnie zobaczył ją Stas. Zlitował się nad staruszką i zabrał ją do swojego domu. Mężczyzna mieszkał z córką w małym mieszkaniu na obrzeżach miasta. Od urodzenia wychowywał Annę sam. Po tym, jak gość usiadł, został nakarmiony i napojony, opowiedziała im swoją historię. Anna, poruszona historią Olgi Zakharovny, poprosiła o pozostanie ze staruszką.
W ciągu dnia dziewczynka opiekowała się babcią, a wieczorami słuchała jej opowieści o swoim życiu. Olga w końcu poczuła się kochana i zaopiekowana. Czuła się szczęśliwa i nie chciała być dłużna tak życzliwym ludziom. Czuła, że wkrótce odejdzie z tego świata i poprosiła Annę, by zaprosiła notariusza. Ale nie powiedziała o tym nic ojcu.
Anna, niczego nie podejrzewając, spełniła prośbę Olgi Zacharowej. Trzy tygodnie później staruszka zmarła. Cztery dni później do drzwi Stasia i Anny zapukał notariusz. To od niego życzliwi ludzie dowiedzieli się, że Olga Zakharovna zapisała im cały swój majątek, w tym trzypokojowe mieszkanie w centrum stolicy. Artur i Galina mieszkali teraz w tym mieszkaniu. Oczywiście wnuk i jego żona zaczęli kwiczeć jak świnie w worku. Oczywiście próbowali udowodnić w sądzie, że kochali babcię i troszczyli się o nią. Nie potrafili jednak wyjaśnić, w jaki sposób babcia znalazła się siedemset kilometrów od stolicy. Sąd stanął po stronie Stasia i Anny.