Przyszedłem po zwolnienie, a mojej żony nie było; porzuciła trojaczki i uciekła. A lata później zadzwonił dzwonek do drzwi – stała na progu… Byłem młodym mężczyzną, który spotykał się z bardzo piękną i słodką dziewczyną, Maszą. Nie wyobrażałem sobie dnia bez niej.
Po kilku miesiącach randek wprowadziła się do mnie. Później pobraliśmy się; bardzo chciałem mieć dzieci, ale Masza upierała się, że chce żyć dla siebie. I tak stał się cud: moja żona zaszła w ciążę. Ten okres był dla niej bardzo trudny – jej ciało było słabe.
Poród był trudny. Kilka godzin później pielęgniarka wyszła i powiedziała mi, że urodziły się trojaczki: dwóch chłopców i dziewczynka. Byłem tak szczęśliwy, że skakałem, biegałem, krzyczałem i byłem po prostu szczęśliwy. Poszłam do domu, aby zebrać potrzebne rzeczy. Wróciłem do szpitala położniczego, ale mojej żony już nie było.
Lekarze powiedzieli, że Maria uciekła i nic nie powiedziała. Zadzwoniłam do matki i powiedziałam jej, co się stało; moja matka i ojciec przyjechali tego samego dnia; dobrze, że mieszkali niedaleko. Wychowywałam dzieci z rodzicami. Trojaczki poszły do przedszkola, potem do szkoły i ukończyły ją ze złotymi medalami. Wszystkie poszły na uniwersytet i studiowały z powodzeniem.
I zostałem sam. Nigdy nie ożeniłem się po raz drugi – straciłem zaufanie do kobiet. Pewnego dnia, kiedy jadłem obiad z dziećmi, nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Moja córka otworzyła drzwi, a na progu stała moja była żona; poprosiła o pozwolenie na wejście, a ja zaproponowałem jej filiżankę kawy. Wspominaliśmy naszą młodość – i nagle zaczęła szukać wymówek. W końcu przyznała, że wtedy nie kochała ani mnie, ani dzieci.
Usiadła tam i powiedziała mi, że teraz chce poprawić swoje relacje z dziećmi. Poprosiła też o pieniądze, bo nie miała gdzie mieszkać. Byliśmy w szoku. Potem stało się jasne, dlaczego pojawiła się tak nagle. Nie mam nic przeciwko temu, żeby matka komunikowała się ze swoimi dziećmi, ale nie wtedy, kiedy oczekuje tylko korzyści. Wyrzuciłem ją z mieszkania i ostrzegłem, aby nigdy więcej nie pojawiała się w naszym życiu. Masza nie poddała się, ale pozwała o alimenty. Oczywiście przegrała sprawę.
Po rozprawie nakrzyczała na mnie i na dzieci. W tym momencie moja córka wypowiedziała bardzo znaczące słowa: “Całe życie marzyłam o posiadaniu matki. Było mi bardzo ciężko patrzeć na szczęśliwe rodziny moich przyjaciół, którzy mają zarówno matkę, jak i ojca. Tak bardzo pragnęłam waszych czułych uścisków i miłych słów. Ale teraz zdałem sobie sprawę, że lepiej jest być bez matki niż z kimś takim jak ty. Od tamtej pory nie widzieliśmy się z Marią ponownie. Co byś zrobił na moim miejscu?