Mój mąż zbeształ mnie ostatnimi słowami i położył na mnie rękę. Powiedział, że nie będzie się angażował w sprawy kobiet.
Nie wkładał nawet własnego talerza do zlewu. Kiedy więc spotkałam przyzwoitego mężczyznę, który dobrze mnie traktował i wspierał, postanowiłam od niego odejść. Ale wtedy zdarzył się cud. Nagle przypomniał sobie, że lubię białe róże.
Zaczął uprzejmie traktować mojego syna, a nawet kupował mu prezenty. A wisienką na torcie było to, że pozmywał po sobie naczynia.
Obserwowałam to wszystko, wyciągnęłam wnioski i odeszłam. Teraz żyję szczęśliwie w nowym małżeństwie. A moje dziecko jest zdrowe i bezpieczne.
Widzisz, po drastycznych zmianach w zachowaniu mojego męża zdałam sobie sprawę, jak bardzo się myliłam.
Przecież przez te wszystkie lata myślałam, że on po prostu taki jest, taka jego natura, taka jego rodzina, że nie nauczyłam go co i jak ma robić, nie zmieniłam go w tym wieku. Jak oni mogli? Okazuje się, że był bardzo dobry we wszystkim.
Co za miłe słowa znał, jakim był schludnym i szarmanckim człowiekiem. A potem zapytałem go: „Jakim cudem nie zauważyłem tego wcześniej?”.
Przecież zawsze był uprzejmy i hojny dla swoich przyjaciół, pochlebny i pomocny dla swoich szefów, a jakie maniery okazywał, gdy widział piękną kobietę. Przez cały ten czas wyżywał się na mnie i moim synu. Wylewał na nas całą swoją złość i frustrację.
Ten strach wystarczał tylko nielicznym. Nie było więc potrzeby go zmieniać, on wszystko doskonale wiedział. Ludzie tacy jak on dobrze wiedzą, komu można ufać, a kto jest niebezpieczny. I potrafią zachowywać się normalnie.
Po prostu nie chcą. Nie uważają cię za godnego dobrego traktowania. A chwilowa poprawa zachowania, jeden umyty talerz i białe róże to absolutnie wyraźne znaki, że trzeba odejść. Żałuję, że nie widziałam tego, co kłuło w oczy.
Ale cieszę się, że to już przeszłość. Szanujcie więc siebie, drogie kobiety, i wyciągajcie własne wnioski.