Mateusza poznałam na stażu w domu kultury. Skończyłam filologię polską, ale praca w szkole nie była moim marzeniem. Trochę dorabiałam w małym warzywniaku, ale cały czas intensywnie szukałam czegoś na stałe. Wtedy ciotka dała mi cynk, że dom kultury poszukuje kogoś do nowego projektu. Miałam odpowiadać za organizację cyklu imprez związanych z promocją czytelnictwa.
„Serce mi pękło, gdy nakryłam Antka na zdradzie. Okazało się, że cały ten romans był ukartowany przez moją rywalkę z pracy”
Poznaliśmy się w pracy
Do dzisiaj nie wiem, czy wrażenie na rozmowie kwalifikacyjnej zrobiła moja doskonała znajomość najnowszej literatury, czy po prostu ciocia Krysia szepnęła dobre słówko dyrektorce, która była jej dość dobrą koleżanką. Faktem jest jednak, że dostałam się na ten staż.
Na Mateusza zwróciłam uwagę już pierwszego dnia. To on był głównym koordynatorem akcji, którą organizowaliśmy i bardzo angażował się w jej prowadzenie. Kolejne trzy miesiące spędziliśmy na wspólnym wymyślaniu harmonogramów imprez i pomysłów na promocję naszego ośrodka. A po zakończeniu mojego stażu, zostaliśmy parą. Doskonale się rozumieliśmy.
– Matti jest naprawdę świetny. Jeszcze nigdy w życiu nie mogłam ciekawie pogadać z żadnym chłopakiem o książkach. On nie tylko czyta, ale i poleca świetne nowości, które naprawdę wciągają mnie na długie godziny – z miną zakochanej nastolatki, nawijałam Ewelinie o mojej nowej sympatii.
– Tak, dobraliście się jak w korcu maku. On jest dokładnie tak samo niedzisiejszy jak ty – przyjaciółka puściła do mnie oko, ale doskonale wiedziałam, że cieszy się razem ze mną.
Założyliśmy rodzinę
Po dwóch latach Mateusz mi się oświadczył i zaczęliśmy przygotowania do wesela. To był najpiękniejszy dzień w moim życiu. Sukienka w stylu retro, wianek ze świeżych kwiatów w miejsce welonu i sala przyozdobiona małymi bukiecikami stokrotek naprawdę robiły wrażenie.
Po ślubie wynajęliśmy niewielkie mieszkanie w naszym miasteczku i zaczęliśmy wspólne życie. Mateusz nadal pracował w domu kultury. Współpracował z miejscowymi szkołami, biblioteką, muzeum, archiwum, kołami gospodyń wiejskich. Organizował wiele imprez, które przyciągały całe rodziny. Najpewniej, dlatego że w naszej mieścinie tak naprawdę nie za bardzo było, co robić.
Mój mąż jednak cieszył się każdym sukcesem i wciąż szukał nowych pomysłów na kolejne rodzinne festyny, czytanie nocą lektur, wycieczki szlakiem lokalnych zabytków. Nie powiem, podobało mi się zainteresowanie Mateusza i ta jego ogromna pasja do historii oraz miejscowego dziedzictwa.
Mąż mało zarabiał
Niestety, wraz z zaangażowaniem Mattiego nie szły w parze jego zarobki, które nadal pozostawały mizerne. A tu oboje zbliżaliśmy się już do trzydziestki i marzyłam o powiększeniu rodziny. Nadal mieszkaliśmy jednak w wynajętej kawalerce i w najbliższym czasie nie było większych perspektyw na zmianę. Nasi rodzice nie bardzo mogli nam pomóc, bo pochodziliśmy z mocno przeciętnych rodzin, mieliśmy młodsze rodzeństwo i nie chcieliśmy prosić nikogo o pieniądze.
Dobrze wiedziałam, że w domu kultury mój mąż nie ma szans na znaczącą podwyżkę, dlatego postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Skończyłam zaocznie dwuletnie studium farmaceutyczne i zaczęłam pracę w aptece, gdzie poznałam nieco branżę leków i rządzące nią prawa.Z czasem znalazłam ofertę pracy dla przedstawiciela handlowego w dużej firmie farmaceutycznej. Udało mi się pozytywnie przejść proces rekrutacyjny i dostałam umowę próbną. Okazało się, że dobrze sprawdzam się w tym zawodzie. Po trzech miesiącach dostałam umowę na stałe z dość atrakcyjną podstawą i dużymi premiami uzależnionymi od osiąganych wyników.
Moja praca wymagała dużej elastyczności, ponieważ odpowiadałam za obsługę stałych klientów i pozyskiwanie nowych. Współpracowałam z wieloma aptekami, ale także prywatnymi gabinetami lekarskimi czy specjalistycznymi przychodniami. Naprawdę polubiłam swoje nowe zajęcie i dobrze odnalazłam się w tym zawodzie.
Musiałam wziąć sprawy w swoje ręce
Najważniejsze było jednak to, że comiesięczny przelew na moim koncie zaczynał robić coraz większe wrażenie. Bez problemu przekraczałam plany, które mieliśmy ułożone, podpisywałam korzystne umowy. A to przekładało się na dobre prowizje i imponujące premie kwartalne.
Mateusz nie do końca był jednak zadowolony z mojej nowej pracy. Uważał, że spędzam w niej za dużo czasu.
– Ciebie teraz ciągle nie ma. Wracasz wieczorem, w soboty często jeździsz do jakichś klientów. A nawet, gdy jesteś w domu, to nie mamy czasu dla siebie. Albo ktoś bez przerwy do ciebie dzwoni, albo siedzisz przy komputerze i uzupełniasz te swoje tabelki z raportami – marudził.
– Tak wiem, że dużo pracuję. Ale teraz musimy zacisnąć zęby i przetrwać to. W końcu potrzebujemy pieniędzy na mieszkanie. Jeszcze trochę i będziemy mieć odłożony wkład własny. Przy moich zarobkach, bank powinien przyznać nam kredyt. Kupimy coś przestronnego. Najlepiej 3 pokoje, żeby później było miejsce dla dziecka. A może z czasem udałoby się nam nawet wybudować własny dom? – rozmarzyłam się.
Mąż jedynie pokiwał głową i poszedł obrażony do sypialni, gdzie włączył sobie film. A mieliśmy obejrzeć go wspólnie wieczorem. No cóż, Matti też musi zacząć być poważny i przestać obrażać się niczym pięciolatek. To dorosłe życie i czasami trzeba zrezygnować z przyjemności, aby osiągnąć swoje cele.
Myślałam racjonalnie
W wolnej chwili udało mi się spotkać z Eweliną. Postanowiłam pochwalić się jej swoimi sukcesami i zapytać o radę.
– Szkoda, że od razu nie poszłam na farmację albo coś związanego z medycyną. W liceum nawet dobrze radziłam sobie przecież z biologią i chemią – opowiadałam swojej przyjaciółce. – Ale wymyśliłam, że kocham czytać i po filologii będę mogła pracować w dużym wydawnictwie. Takie mrzonki nastolatki, która myśli, że świat jest idealny. A kto teraz niby czyta książki, żeby dało się na tym zarobić? – dodałam.
– Oj nie przesadzaj, Malwina. Przecież pamiętam, jak nasza polonistka z liceum zachęcała cię do studiowania czegoś humanistycznego, bo masz taki talent. Wygrywałaś wszystkie konkursy poetyckie w naszej szkole, a twoje wiersze zawsze były recytowane na akademiach – zaczęła wspominki Ewelina.– Ale wiesz, z tego nie wyżyję. Ty jesteś w nieco innej sytuacji. Dostałaś ładny dom po babci, nawet nie musiałaś go remontować. Twoi teściowie też wam się dorzucają, a mąż zdaje się, że całkiem dobrze zarabia jako spedytor – zaczęłam jej wyliczać.
Koleżanka, mimo moich obaw, wcale się jednak na mnie nie obraziła.
– Tak, dla mnie pensja nauczycielki jest wystarczająca. Lubię dzieciaki i fajnie odnajduję się w pracy z nimi. Ale rzeczywiście, mogę sobie na to pozwolić, bo mam inne dochody. Zawsze wiem, że moja Kasia nie cierpi z powodu idealizmu matki – powiedziała.
– My na razie nie planujemy dziecka. Muszę najpierw zarobić na wkład własny, żeby kupić mieszkanie. Nie chcę fundować synowi czy córce ciasnoty w tej wynajętej kawalerce – zwierzyłam się jej. – Mateusz nie do końca to rozumie. Sama wiesz, że ta jego pensja w domu kultury jest mizerniutka. A ten zamiast cieszyć się, że zaczęło się nam nieco lepiej powodzić, tylko narzeka, że nie mam dla niego czasu.
Okazało się, że jestem w ciąży
Los bywa jednak przewrotny i warto uważać na to, co się mówi, bo rzeczywistość może sobie z nas zadrwić. Zaledwie 2 tygodnie po rozmowie z Eweliną dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Nawet nie zauważyłam, że okres mi się spóźnia. Myślałam po prostu, że to stres i zmęczenie. Podczas wizyty u ginekologa, moja lekarka jednak z uśmiechem wyrecytowała:
– Gratulacje, to już 8 tydzień ciąży. Teraz musi pani o siebie dbać.
Zamilkła, gdy zobaczyła moją przerażoną minę. Chyba zauważyła, że ta wiadomość wcale nie jest dla mnie radosną nowiną. Cóż, to nie był dobry czas na dziecko. Nie teraz. Planowałam, że popracuję jeszcze co najmniej dwa lata, kupimy mieszkanie i dopiero wtedy zaczniemy starać się o powiększenie rodziny. A tu opatrzność zdecydowała za nas.
Mąż ucieszył się, że zostanie ojcem
– Ale jak ty sobie to wyobrażasz? Teraz, kiedy mam dobrą pracę, rosnące zarobki i szansę na kredyt, będę musiała odejść i zaprzepaścić całą karierę. I gdzie niby wstawimy łóżeczko w tej naszej ciasnej kawalerce? – zaczęłam krzyczeć.
– Malwina, uspokój się, będzie dobrze. Mamy tutaj ponad 30 m2, to wcale nie jest tak mało na początek. Mój brat pomoże nam zrobić ściankę działową w sypialni i na razie wygospodarujemy kącik dla maleństwa. Pomyśl, będziemy rodzicami – zaczął się ekscytować, a mnie w końcu udzieliło się jego pozytywnie podejście.
Podjęłam decyzję
Postanowiłam, że będę pracować tak długo, jak się tylko da. Przecież nie pracuję w fabryce na taśmie, niczego nie dźwigam. Powinnam dać sobie radę. Z wieloma klientami mogę kontaktować się przez telefon i e-mailowo, nie zawsze są konieczne dojazdy. Przed porodem pójdę na zwolnienie, a po nim zrezygnuję z urlopu macierzyńskiego.
Teraz tyle mówi się o równouprawnieniu, równaniu szans kobiet i mężczyzn, angażowaniu się ojców w wychowanie dziecka już od jego pierwszych dni życia. Więc to Mateusz może iść na urlop tacierzyński. W jego przypadku, na pewno będzie to mniejsza strata. W domu kultury zarabia niewiele, więc nasz rodzinny budżet nie odczuje obniżki jego pensji.
– Na początku w opiece trochę pomożesz mu ty i jego mama. Z czasem powinien się nauczyć i dać sobie radę. A po skończeniu urlopu, może uda mu się przejść na pół etatu. Dzięki temu będzie mógł odwozić i odbierać dziecko ze żłobku – tłumaczyłam mojej mamie, a ona robiła wielkie oczy ze zdziwienia.
– Dziecko, co ty wygadujesz? Jak to Mateusz pójdzie na urlop tacierzyński? To jest w ogóle coś takiego? Ty wyobrażasz sobie, że mężczyzna poradzi sobie z opieką nad noworodkiem? – dopytywała zupełnie jakbym zaplanowała dla mojego męża trudną misję kosmiczną, a nie zajmowanie się własnym dzieckiem.
– Oczywiście, że sobie poradzi. Dlaczego niby miałby sobie nie poradzić? Teraz jest internet, są książki. Gdy czegoś nie będzie wiedział, to po prostu sprawdzi – mówiłam z pełnym przekonaniem.
– No nie wiem. Naprawdę nie wiem – mama do mojego pomysłu podchodziła z dużym dystansem, ale wytłumaczyłam to sobie jej wiekiem i różnicą pokoleń.
W końcu te ponad trzydzieści lat temu świat wyglądał zupełnie inaczej i wtedy rzeczywiście mężczyźni nie chodzili z wózkami po parku, tylko zarabiali na rodzinę. Teraz jest zupełnie inaczej. Nawet prawo zaczyna się zmieniać, aby zachęcać ojców do brania wolnego i angażowania się w życie rodzinne.
Zaskoczyłam męża
Nie spodziewałam się, że na drodze moim dobrze przemyślanym planom stanie sam zainteresowany. Mąż kategorycznie odmówił takiego rozwiązania i najpierw mnie wyśmiał, a potem się zezłościł.
– Zwariowałaś. To ta kariera już ci całkiem uderzyła do głowy. Zachowujesz się, jakby na świecie nie było nic ważniejszego niż sprzedaż kolejnego leku i zdobycie następnej premii – Mateusz już nie krzyczał. On zwyczajnie wrzeszczał na mnie tak, że chyba cały blok słyszał kłótnię.
– Ale to jest dobre rozwiązanie. Moja pensja jest dużo wyższa, a my potrzebujemy pieniędzy na zakup mieszkania. Przy trzech osobach spadnie nam zdolność kredytowa – usiłowałam tłumaczyć, ale on bezceremonialnie mi przerwał.
– Nie będę babrał się w pieluchach. To nie jest zadanie dla mężczyzny. Jak świat światem, to matki przechodziły na urlopy macierzyńskie i wychowawcze. To was stworzyła do tego natura. Macie nawet instynkt macierzyński i wiecie, co robić – z jego ust płynęły jakieś frazesy.
Byłam coraz bardziej zdenerwowana
– Nauczysz się przecież opieki nad maluchem. Z tym człowiek się nie rodzi – próbowałam jeszcze go przekonać.
– Jasne, a ty w tym czasie będziesz gonić za kolejnymi umowami i w ogóle nie będziesz widzieć jak twoje dziecko siada, zaczyna mówić, stawia pierwszy krok. Zresztą, wszyscy kumple mnie wyśmieją, gdy dowiedzą się, że siedzę z dzieciakiem w domu, a moja żona na mnie pracuje. To jest nie do przyjęcia.
Rozmowa skończyła się awanturą i na razie nie odzywamy się do siebie. Naprawdę nie rozumiem tego mojego męża. Myślałam, że ma nowoczesne poglądy i widzi, jak wygląda sytuacja. A on gada mi coś o instynkcie macierzyńskim i tym, że koledzy będą się z niego śmiali.
Ale nie ustąpię mu. Jak nie chce iść na tacierzyński, to niech zmieni pracę i zarabia dokładnie tyle, co ja. Nie mogę teraz się wycofać, bo na kolejne lata utkwimy w tej wynajętej kawalerce z dzieckiem na pokładzie. Co mu zapewnimy, gdy dalej nie będzie nas na nic stać?