Nie umiałem odnaleźć się w świecie, w którym nie ma już mojej żony. Nie mogłem się jednak poddać rozpaczy, bo musiałem być wsparciem dla mojego dziecka. Na szczęście nie tylko na mnie mógł liczyć w tej sytuacji. Z czasem okazało się, że i ja też mogę jeszcze być szczęśliwy.
Nie widziałem świata poza Alicją
Alicja była moją pierwszą miłością. Zakochałem się w niej od razu, kiedy tylko ją zobaczyłem. W parku, gdy urwałem się z zajęć na uczelni, bo totalnie nie leżał mi ich temat, a była zapowiedziana dyskusja. Siedziała na jednej z ławek i przyglądała się spadającym liściom. Chyba nad czymś dumała, bo uśmiechała się lekko, śledząc wzrokiem każdy z nich, niekiedy wirujący długo na wietrze, kiedy indziej natomiast lecący wolno ku chodnikowi.
Zagadałem wtedy do niej. Nie pamiętam, co dokładnie powiedziałem, ale odpowiedziała i tak wywiązała się między nami rozmowa. Szybko odkryliśmy, że świetnie się rozumiemy. Mieliśmy bardzo podobne zainteresowania, pasujące do siebie temperamenty i dobrze się czuliśmy w swoim towarzystwie. Nic więc dziwnego, że na jednym spotkaniu się nie skończyło.
Bardzo szybko zaczęliśmy ze sobą chodzić, a ja, zbyt niecierpliwy, by na cokolwiek czekać, prędko jej się oświadczyłem. Ślub wzięliśmy już po studiach, a moment później urodził nam się synek, Tomek. Wtedy też uznałem, że jestem spełniony i niczego więcej od życia nie potrzebuję.
Myślałem, że to zły sen
Kochałem swoją rodzinę i starałem się być jak najlepszym ojcem. Tym bardziej że z domu nie wyniosłem najlepszych wspomnień – mieszkaliśmy w jednej z biedniejszych dzielnic, w kamienicy, która się rozsypywała, a na nic lepszego rodziców nie było stać, bo ojciec cały czas pił. Obecnie nie utrzymywaliśmy żadnych kontaktów – kiedy tylko się usamodzielniłem, zostawiłem dom rodzinny za sobą i nie zamierzałem do niego nigdy wracać.
Z kolei rodzice Alicji nie żyli, więc Tomek nie miał dziadków. Chciałem więc, żeby niczego mu nie brakowało i miał idealnych rodziców. Właściwie żyło nam się razem świetnie. Nie było kłótni, głupich przepychanek, a z Alicją zawsze się uzupełnialiśmy. W zasadzie przez tych kilka cudownych lat byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Kto mógł przewidzieć, że niespodziewanie nastąpi brutalny koniec?
Kiedy zadzwonili do mnie ze szpitala, pomyślałem, że może jeszcze się nie obudziłem. Bo jak to – Alicja nie żyje? Przecież rano wychodziła ze mną do pracy, tylko po drodze jechała jeszcze odwieść Tomka do przedszkola. Dopiero później wytłumaczono mi, że przechodziła przez ulicę tuż przed swoim biurem, na pasach, ale nie zdążyła na drugą stronę, bo potrącił ją jakiś wariat. Podobno zginęła na miejscu.
Kompletnie nie wiedziałem, co teraz zrobić. Jak miałem powiedzieć Tomkowi, że nigdy nie zobaczy mamy? Że Alicja już nie wróci z pracy do domu, nie przeczyta mu więcej bajki na dobranoc, nie zabierze go na ulubione lody na rogu. Sam miałem problem, żeby sobie to poukładać w głowie. Nie wiedziałem też, czy lepiej mówić pięciolatkowi prawdę, czy wymyślać jakieś niestworzone rzeczy, żeby był się w stanie z tym jakoś oswoić. Tyle tylko, że ja sam się z niczym nie oswoiłem. A słowa pocieszenia innych wcale do mnie nie trafiały.
Chciałem się obudzić, ale nie potrafiłem
Po trzech tygodniach miałem serdecznie dość. Wciąż chciałem się otrząsnąć z tego koszmaru, wrócić do tego, co było wcześniej. Nie potrafiłem nawet udawać, że jest w porządku, przed Tomkiem. W tamtym momencie chyba trochę go zaniedbywałem. Zupełnie skupiłem się na sobie samym i własnym cierpieniu.
– Fabian, co z tobą? – rzucił któregoś razu mój najbliższy kumpel – jedyny, który wpadał sprawdzać, jak sobie radzę. – Tomek płacze, siedzi cały brudny, a ty przeglądasz zdjęcia? Poważnie?
Wzruszyłem ramionami. A co innego miałem do roboty? Każdy przecież przeżywa żałobę na swój sposób.
– Nie wiem, nie masz jakiejś siostry, ciotki, kogokolwiek, kto mógłby wziąć na trochę małego? – ciągnął dalej. – Ogarnąłbyś się trochę najpierw, poukładał wszystko…
– Niczego nie poukładam – odparłem bezbarwnym tonem. – Jesteśmy tylko my. Zostaliśmy sami. Kompletnie sami.
Kolega machnął wtedy ręką i poszedł, bo i co miał robić? A ja zostałem z moim życiem i niczego nierozumiejącym Tomkiem. Bez Alicji dni jakoś przeciekały mi przez palce. Niby coś tam robiłem do pracy, ale z domu, więc nawet nie kontrolowałem za bardzo pory dnia. Kiedyś, chyba jakoś w środku tygodnia, kompletnie straciłem poczucie czasu. Siedziałem i znów przeglądałem stare fotki. Tu Alicja roześmiana w kawiarni, tu z rozwianymi włosami w parku, tu zaskoczona w pościeli…
Paula postawiła mnie do pionu
Niespodziewanie odezwał się dzwonek do drzwi. W pierwszej chwili chciałem to zignorować, ale natarczywy dźwięk rozbrzmiał ponownie. Zdumiony i trochę zdenerwowany, nie mając pojęcia, kto mógł sobie o mnie nagle przypomnieć, poszedłem otworzyć. Na klatce schodowej stał Tomek w towarzystwie jakiejś kobiety. Nie kojarzyłem jej. Była mniej więcej w moim wieku i wydawała się zirytowana.
– Tomek, to twój tata? – spytała mojego syna.
Ten pokiwał skwapliwie głową.
– A… pani to kto? – rzuciłem niepewnie.
– Paula. Opiekuję się pana synem w przedszkolu – stwierdziła szorstko. – Właściwie skończyłam pracę godzinę temu. Ale, jak widać, nikt się po Tomka nie zjawił.
– No tak, bo ty byłeś w przedszkolu – wymamrotałem z roztargnieniem w stronę synka, który zdejmował już buty w przedpokoju. – Pani wejdzie, proszę.
Przedszkolanka skorzystała z zaproszenia, ale wciąż miała wyraźnie bojowe nastawienie.
– Musimy porozmawiać, panie…
– Fabian – mruknąłem, po czym zwróciłem się do Tomka: – Idź do siebie, okej? Potem wymyślimy coś na obiad.
Mój synek pokiwał głową i posłusznie poszedł do pokoju. Ja natomiast zaprosiłem kobietę do salonu.
– Bardzo panią przepraszam – stwierdziłem, unikając jej wzroku. – I dziękuję, że zdecydowała się pani go odprowadzić…
– No nie miałam wyjścia – przerwała mi. – Pański telefon nie odpowiadał. A wiem, że jest pan w trudnej sytuacji, więc nie chciałam mimo wszystko robić dalszych kłopotów. Ale jeśli taka sytuacja się powtórzy…
– Nie powtórzy – zapewniłem pośpiesznie. – Ale… może zostanie pani na moment? Zrobię herbaty.
Niechętnie się zgodziła. Potem natomiast tak się rozkręciła, że sama pociągnęła rozmowę. Chociaż z początku odpowiadałem półsłówkami, z czasem doszedłem do wniosku, że w sumie dobrze mi się z nią rozmawia. Na moment nawet zapomniałem o tym, jak beznadziejne stało się moje życie.
Czas zacząć od nowa
To, co mówiła, aż mnie uderzyło. Bo miała rację – nie mogłem się zatracać. Miałem przecież syna, który na mnie liczył, a przecież nie mógł szukać wsparcia u nikogo innego. Wiedziałem, że mój kolega chciał mi wcześniej powiedzieć dokładnie to samo, ale… z nią było jakoś inaczej. Przy niej robiło mi się głupio, czułem też, że zawodzę Tomka. I już wtedy zrozumiałem, że muszę dokonać wielu zmian. Jak najszybciej.
Musiałem wziąć się w garść. Zadbać o Tomka i stać się dla niego i tatą, i mamą. Pojąłem, że jemu jest trudniej. Że wciąż nie rozumie, czemu Alicji nie ma już z nami. Nie umiałem mu tego do końca wyjaśnić, ale ostatecznie zdecydowałem się na rozmowę z psychologiem. To Paula poleciła mi dobrego specjalistę i rzeczywiście – mój syn znów zaczął się uśmiechać, a jego życie stało się takie, jakie powinno być życie pięciolatka: beztroskie.
Życie bez Alicji było koszmarem. A mimo to Paula nauczyła mnie patrzeć na nie jakoś inaczej. Nigdy nie sądziłem, że trafią do mnie słowa przedszkolanki, która po prostu miała świetny kontakt z moim synem. Tym bardziej nie przyszło mi do głowy, że kiedykolwiek będę się zastanawiać, czy wpuścić kogoś takiego do swojego życia w miejsce ukochanej żony.
Paula często nas odwiedza. Bardzo lubi Tomka i dobrze się ze sobą rozumieją. Chyba staje się bliska także mnie. Jest… zupełnie inna Alicja, a jednak… coś mnie do niej przyciąga. Czy to nie za szybko? Nie wiem. Na razie Paula okazała się świetną przyjaciółką, która pomogła mi przezwyciężyć moje załamanie, a potem zawalczyć o siebie i syna.