Nasz jedyny syn zaskoczył nas mówiąc, że chce się ożenić – miał dopiero 22 lata. Postanowiliśmy z mężem, że nie będziemy się mu sprzeciwiać, bo sami bardzo młodo wzięliśmy ślub. Mój mąż miał ledwie 22 lata, a ja 19. To była miłość.
Podobała nam się panna młoda: Weronika studiowała z naszym synem na uczelni w jednej grupie. Kiedy zorientowaliśmy się, że sprawa jest przesądzona, zaczęliśmy przygotowywać się do uroczystości. Uznaliśmy, że skoro Patryk jest naszym jedynym synem, to powinniśmy zorganizować dla niego wesele.
Zgodnie z zaproszeniem pojechaliśmy z mężem w odwiedziny do rodziców Weroniki, naszej przyszłej synowej. Nie wiedzieliśmy nic o tej dziewczynie, poza tym, że widzieliśmy ją kilka razy z naszym synem. Powiedziała nam, że mieszka z matką w wiosce niedaleko naszego miasta. Mąż kupił kwiaty, ja upiekłam ciasto i poszliśmy na spotkanie z przyszłą rodziną. Po przyjeździe pierwsze co zwróciło naszą uwagę, to bardzo czyste i zadbane podwórko.
Sam dom, choć stary, był również bardzo zadbany i czysty. Matka Weroniki, Wanda, przywitała nas od progu. Od razu ją polubiliśmy: otwartą, sympatyczną kobietą. Wandzia zaprosiła nas do stołu. Posiłek był naprawdę smaczny, widać było, że się przygotowywała. Dobrze się bawiliśmy, a Wanda okazała się cudowną kobietą, jednak w kwestii ślubu nic nie ustaliliśmy.
Faktem jest, że Wanda od razu uprzedziła nas, że nie ma pieniędzy na ślub. Po tych słowach widać było, jak bardzo zawstydzona poczuła się Weronika. Nasz syn również był rozczarowany takim obrotem spraw, jednak najważniejsze było dla niego to, że kocha Weronikę i tylko to się liczyło.
Postanowiliśmy z mężem nie rezygnować ze ślubu. Obiecaliśmy synowi, że zrobimy to za własne pieniądze. Ustaliliśmy, że każda ze stron zaprosi po 30 najważniejszych gości ze swojej rodziny. Ludzie nie przyjdą z pustymi rękami, a to, co przyniosą w kopertach, zostanie przeznaczone na opłacenie wesela. Choć Wanda długo wahała się, czy przyjąć naszą ofertę, przekonaliśmy ją, że to dobry pomysł.
W środę, dzień przed ślubem, zadzwonił dzwonek do drzwi. W progu stanęła matka Weroniki. Byliśmy bardzo zaskoczeni jej wizytą, zaprosiliśmy ją na herbatę. Wanda długo nie wiedziała jak zacząć, a potem wyciągnęła z torebki białą kopertę i pieniądze. Okazało się, że przemyślała wszystko i źle się czuła z tym, że my zapłacimy za wesele, dlatego poszła do banku i wzięła kredyt.
Poprosiliśmy ją, żeby oddała pieniądze do banku, bo nie chcieliśmy, żeby uwikłała się w pożyczki. Odwiedzając ją w domu widzieliśmy, że wraz z córką żyje bardzo skromnie. Jednak Wandzia nie chciała nic słyszeć, twierdząc, że podjęła już decyzję.
Wesele bardzo się udało, było wspaniale. Dzieci były przeszczęśliwe. Na samym ślubie Wandzia zaskoczyła nas po raz kolejny: zobaczyliśmy z mężem, że jest nie tylko inteligentną, ale i piękną kobietą.
Wanda miała zaledwie 45 lat, od dawna była rozwiedziona i samotnie wychowywała córkę. Po prostu nie rozpoznaliśmy jej na weselu: Wanda rozkwitła – jej włosy, makijaż i suknia zrobiły swoje. Widzieliśmy to nie tylko my, ale wszyscy goście, łącznie z moim starszym bratem Marianem.
Marian ma 46 lat, jest rozwiedziony, od 10 lat mieszka i pracuje w Niemczech. Przyjechał specjalnie na ślub swojego siostrzeńca. Cały wieczór Marian patrzył na Wandę, a po ślubie powiedział, że planuje zostać w Polsce jeszcze przez jakiś czas. Nie trudno było mi się domyślić z jakiego powodu…
W następną niedzielę pojechaliśmy znowu na wieś do Wandzi, żeby powspominać wesele. Tam dowiedzieliśmy się, że szykuje się kolejne, tym razem jej.
Wszystko ułożyło się pomyślnie dla Mariana i Wandy, pobrali się, a kilka miesięcy później mój brat zabrał swoją żonę z powrotem do Niemiec. Tak więc matka Weroniki stała się moją krewną. Jest bardzo dobrą osobą i zasługuje na szczęście.