Żeby nie wchodzić w szczegóły z przeszłości, miałam kiedyś w klasie koleżankę, z którą nie dogadywałam się zbyt dobrze. Relacje między nami były bardzo złe. Po maturze miałam nadzieję, że już nigdy jej nie zobaczę. Jednak poszłyśmy na tę samą uczelnię, dobrze przynajmniej, że na różne wydziały. Czasami jednak spotykałyśmy się na korytarzu.
Minęło kilka lat, już właściwie zapomniałam o Baśce. Żyłam własnym życiem, wyszłam za mąż i urodziłam Kubę. I nagle znikąd pojawiła się ona…
Stałam przy placu zabaw, na którym bawił się mój syn, kiedy obok mignęła mi znajoma twarz. Pomyślałam, że mi się wydawało, ale nagle odezwała się do mnie…
– Edyta! Tyle lat minęło, a ty się w ogóle nie zmieniłaś. Jak byłaś szarą myszką, tak zostałaś.
– Przepraszam, my się znamy? – udawałam, chociaż doskonale wiedziałam, z kim rozmawiam.
– No masz ci ją! Nie poznajesz starej przyjaciółki? To ja, Basia!
„Stara przyjaciółka?” Nie wiedziałam, że się przyjaźnimy…
– Och, daj spokój. Co tam u ciebie? Co ty tutaj robisz?
– Czekam na syna, bawi się z innymi dziećmi po przedszkolu…
– Tam też jest mój! Chodzicie do tego przedszkola na osiedlu?
– Tak…
– Co za zbieg okoliczności, no to razem będziemy zaprowadzać dzieci.
I wtedy stało się dla mnie jasne, że nie tylko wysłałyśmy naszych synów do tego samego przedszkola, ale też że niedawno zostałyśmy sąsiadkami. Baśka kupiła mieszkanie na naszym osiedlu…
Potem pożegnała się, a ja stałam i patrzyłam przed siebie. Nie mogę w to uwierzyć, czy ona mnie prześladuje?