Dałam się namówić na spotkanie, bo powiedzieli, że chcą omówić szczegóły ślubu. Kiedy przyjechałam, przyszły teść wyciągnął komputer i zaczął snuć swoje teorie. Najgorzej, że nie było przy tym Maćka. Kiedy dotarło do mnie, czego chcą, prawie dostałam ataku szału. Musiałam mocno się kontrolować, żeby nie wybuchnąć. Siedziałam, trzymałam nerwy na wodzy i słuchałam, co mają do powiedzenia. A mówili dużo.
Nawet nie chce mi się mówić o wszystkim, co gadali, bo trwałoby to wieki… Mówiąc najprościej, sprawa dotyczyła tego, że wszystkie pieniądze, które Maciej zarobi podczas naszego małżeństwa, będą tylko jego.
– Przepraszam, skarbie, ale musimy myśleć o dobru naszego dziecka. Nie możemy pozwolić, abyś roztrwoniła jego oszczędności, a w przypadku rozwodu zostawiła go bez grosza. Zgadzasz się ze mną, prawda? – powiedziała bez ogródek moja przyszła matka.
– A co stanie się jeśli nie nie zgodzę się na wasze warunki? – zapytałam, zirytowana.
– Proste, wtedy nie odbędzie się żadne wesele – odpowiedział bez owijania w bawełnę mój przyszły ojciec.
– Maciek wie, co wykombinowaliście? – pytałam, poruszona i wściekła.
– Nie, ale prawdopodobnie uszanuje naszą decyzję. Zależy mu na nas zbyt mocno, by się nam przeciwstawić. No więc jaka decyzja, podpiszesz? – oboje patrzyli na mnie z uwagą.
– Na razie nie jestem pewna. Zaskoczyliście mnie. Muszę to przemyśleć – powiedziałam, wstając z fotela.
– W takim razie daj nam znać jak najszybciej. Musimy zacząć przygotowania do ceremonii…
Mama Maćka uśmiechnęła się słodko.
– Potrzebuję czasu. Odezwę się najpóźniej za kilka dni – powiedziałam i poszłam się w stronę wyjścia.
Byłam zażenowana całą sytuacją.
– Trzymam kciuki, abyś dokonała właściwego wyboru, Dominisiu. Obyśmy wszyscy szczęśliwie spotkali się u prawnika – usłyszałam jeszcze słowa teścia.
– I mam nadzieję, że to, o czym rozmawialiśmy, pozostanie tylko między nami! Nie ma sensu denerwować Maćka – dodała teściowa.
Byłam wściekła. Nawet nie obdarzyłam jej spojrzeniem. Obawiałam się, że nie będę w stanie powstrzymać się i coś nieodpowiedniego mi się wymsknie.
Intercyzę można modyfikować
Nie mogłam uspokoić swoich emocji przez długi czas – w życiu nikt mnie tak nie potraktował. To nie chodziło o tę nieszczęsną intercyzę, ale o sposób, w jaki chcieli ze mną postąpić rodzice Maćka. Gdyby wcześniej mi o tym powiedzieli, że chcą zabezpieczyć przyszłość syna, nic bym nie powiedziała. Decyduję się na małżeństwo z Maćkiem z powodu miłości, nie dlatego, że odziedziczył jedno z przedsiębiorstw swoich rodziców i ma sporo gotówki. Ale oni ściągnęli mnie do siebie kłamstwem i próbują zmusić do przyjęcia ich warunków, zamiast ze mną normalnie porozmawiać!
Miałam ogromną ochotę zadzwonić do Maćka i powiedzieć mu, że w tej sytuacji ja żadnego ślubu nie chcę. Miałam już telefon w dłoni, ale schowałam go z powrotem do torby. Moja mama, gdy jeszcze żyła, zawsze mi mówiła, że decyzje podejmowane pod wpływem emocji, często są błędne. Powinnam najpierw się uspokoić, wszystko sobie dobrze przemyśleć – tak też zrobiłam.
Poza tym wiadomo, że co dwie głowy, to nie jedna, więc poszłam do swojej najlepszej koleżanki, Doroty, z którą przyjaźnię się od wielu lat i zawsze jesteśmy dla siebie wsparciem w trudnych chwilach. Byłam pewna, że i w tym przypadku pomoże mi podjąć właściwą decyzję. Dorota, podobnie jak ja, była zaszokowana tekstami moich przyszłych teściów. Zdenerwowała się do tego stopnia, że aż dostała wypieków na twarzy.
– Co to w ogóle za teksty! Jak można się tak odezwać do przyszłej synowej! Jak można okazać taki brak szacunku! – krzyknęła.
– Nikt jeszcze nigdy nie upokorzył mnie w ten sposób – westchnęłam i pokręciłam głową.
– Co chcesz zrobić? Masz jakiś plan? – spytała Dorota.
– Nie jestem pewna. Część mnie chce Maćkowi oddać pierścionek zaręczynowy. Ale z drugiej strony … Kocham go i nie wyobrażam sobie życia bez niego, a to nie jego pretensje, a jego rodziców.
– Czy on wie o tym, co się wydarzyło?
– Nie. Nie było go, kiedy to się działo i rodzice raczej nic mu nie mówili.
– Powiedz mu!
– Nie mogę. Wiem, że kocha swoich rodziców i to by go bardzo zmartwiło. Poza tym to niczego nie zmieni. Rodzice Maćka i tak zrobią, co chcą. On nie ma na to żadnego wpływu.
– Nie martw się, zaraz coś wymyślimy – powiedziała Dorota, zastanawiając się. – Chyba nawet mam pewien pomysł! – nagle jej twarz rozbłysła uśmiechem.
– Błagam, powiedz, na co wpadłaś – powiedziałam, patrząc na nią pełna nadziei, że moja przyjaciółka ma jakiś pomysł.
– Słuchaj, intercyza to nic innego jak umowa przedmałżeńska. I tak jak w każdej umowie, mogą tam być różne punkty. Nie tylko te związane z podziałem majątku.
– Nie rozumiem – przyznałam, ale czułam, że Dorota rzeczywiście na coś wpadła.
– Ojej, to proste. Zgadzasz się na podział majątku, ale na przykład pod pewnymi warunkami…
– Jakimi?
– No to już zaraz coś wymyślimy – powiedziała moja niezawodna przyjaciółka.
Kolejne piętnaście minut przeszukiwałyśmy internet w poszukiwaniu pomysłów, które da się wykorzystać w tym przypadku. Kiedy skończyłyśmy, byłyśmy z siebie bardzo zadowolone.
– No to rodzice Maćka będą wściekli, jak się dowiedzą, jakie są moje warunki – powiedziałam.
– A niech spadają na drzewo! Zasługują na nauczkę po tym, jak cię potraktowali, czyli narzeczoną swojego syna – oznajmiła Dorota.
Nie powiem, zaskoczyłam ich
Zadzwoniłam nazajutrz…
Słuchawkę podniosła moja przyszła teściowa.
– Cześć kochana, i jak tam twoje przemyślenia? Postanowiłaś już coś? – zapytała miłym głosem.
– Tak, postanowiłam.
– Zdecydowałaś się na podpisanie intercyzy?
– Tak.
– To wspaniale odpowiedziała z nieskrywaną radością. – W takim razie umówię nas na spotkanie z notariuszem jeszcze w tym tygodniu. Im wcześniej to ogarniemy, tym lepiej.
– Chwileczkę, chwileczkę… Nie tak prędko… Musimy najpierw porozmawiać o kilku rzeczach.
– O jakich? Przecież wszystko jest ustalone.
– No, nie do końca – powiedziałam. – Czy mogłybyśmy się spotkać? Najlepiej w takim samym składzie jak ostatnio. Nie ma sensu denerwować Maćka – skorzystałam z ich własnej argumentacji.
– No dobrze, przyjedź do nas – zgodziła się, ale z tonu jej głosu można było wywnioskować, że nie jest zachwycona.
Oni mają swoje wymagania, a ja swoje…
Teściowie tak, jak poprzednio, zaprosili mnie do salonu, a ja usiadłam na fotelu. Kosztowało mnie to sporo nerwów, ale starałam się nie dać tego po sobie poznać. Rozłożyłam się wygodnie i zaczęłam mówić to, co wcześniej zaplanowałam:
– Wiem, że waszym priorytetem jest dobro waszego syna… – zaczęłam.
– Oczywiście, drogie dziecko, to jest dla nas najistotniejsze – przerwała mi teściowa.
– Czyli oczekujecie, że będę dla niego idealną małżonką. Wyobrażacie sobie, że będę się o niego troszczyła, dbała, poświęcała mu cały swój wolny czas… Oraz prasowała, sprzątała, gotowała i prała.
– No, to chyba oczywiste! – ojciec męża wzruszył ramionami.
– Tak, oczywiste. Naprawdę kocham Maćka i z przyjemnością będę troszczyć się o jego potrzeby, i to z największą starannością.
– Co masz na myśli? – teściowa spojrzała na mnie zaskoczona i zmarszczyła brwi.
– Chodzi mi o zapłatę za wykonywane w domu obowiązki – odpowiedziałam.
– Chyba sobie jaja robisz? – zdziwili się.
– Jestem śmiertelnie poważna. Chyba nie myślicie, że będę prosiła Maćka o każdą złotówkę, a potem jeszcze się z tego tłumaczyła. Teraz jeszcze mam pracę w korporacji, swoje oszczędności, ale co zrobię, gdy do naszej rodziny dołączą dzieci i będę musiała pójść na urlop macierzyński?
– No to chyba oczywiste! Maciek poradzi sobie z utrzymaniem rodziny – stwierdził z oburzeniem ojciec Maćka.
– Dokładnie, tak go przecież wychowaliśmy – przytaknęła matka pana młodego.
– Nie mam co do tego żadnych wątpliwości, ale ja też chcę mieć swoje pieniądze. Dlatego będziecie mi płacić za prace domowe. Zresztą już nawet ustaliłam wysokość mojego wynagrodzenia.
– Że co? I jaka to niby kwota? – warkną teściu.
– Załóżmy, że po ślubie każdego dnia około pięciu godzin poświęcę na zajmowanie się domem. Jestem sprytna, szybka i dokładna, a więc nie mogę pracować za najmniejszą stawkę. Nie planuję obciążać mojego przyszłego męża, muszę się utrzymać sama, więc stawka na godzinę powinna wyosić 25 złotych. W sumie daje to 125 złotych dziennie, a miesięcznie 3750 złotych lub 3875 złotych, jeżeli miesiąc ma trzydzieści jeden dni.
– Co za głupoty wygadujesz?! – teściowa zrobiła się czerwona ze złości.
– Oczywiście to nie jest na stałe – kontynuowałam, nie zrażając się. – Kiedy powitamy na świecie nasze dziecko, ta suma będzie musiała wzrosnąć. I to nie mało, bo troszczenie się o maleństwo to zadanie na pełen etat… Plus dodatkowe obowiązki, które także powinny być wynagradzane. Już mogę policzyć, ile to będzie w sumie… – znalazłam w telefonie kalkulator.
– Dość! Myśleliśmy, że jesteś mądrzejsza. Ale ty się z nas nabijasz! Co ty sobie myślisz! – zdenerwował się teść.
– Nabijam się? Wierz mi, że nigdy nie byłam bardziej poważna. Po prostu troszczę się o swoje sprawy. Na pewno to rozumiecie? – uśmiechnęłam się.
Nie pojęli. Co prawda nie wyrzucili mnie też za drzwi, ale nienawiść w ich oczach była tak silna, że wyszłam sama. Nie miałam sił na więcej.
Mimo że od naszego spotkania minęło już kilka dni, rodzice mojego męża nadal się nie odzywają.
Zapewne zastanawiają się, czy naprawdę mówiłam serio, czy tylko chciałam im zrobić na złość.
Szczerze mówiąc, na początku bardziej zależało mi na tym drugim, ale teraz… Im więcej nad tym rozmyślam, tym silniej utwierdzam się w przekonaniu, że taka ochrona naprawdę by mi się przydała. Bo mimo że wierzę, że dzisiaj Maciek mnie kocha, to nie jestem pewna, czy jutro też tak będzie.