Nigdy nie czułem się komfortowo u nowej rodziny mojego ojca. Obserwowałem zawistnie, jak bawi się w dobrego tatusia i tarza się po dywanie z kolejnymi dziećmi. Nie przypominałem sobie, żeby mnie kiedykolwiek chociaż przytulił.
Wolał nową rodzinę
Zostawił nas, kiedy miałem zaledwie sześć lat, a potem na sześć kolejnych straciłem z nim kontakt. Mama musiała długo walczyć w sądzie o żenująco niskie alimenty, do których on nie czuł się zobowiązany. Naprawdę myślał, że tego nie pamiętam?
– Wpadnij do nas, z pewnością ci się spodoba. Agnieszka będzie zachwycona, maluchy również. Franek strasznie się stęsknił. Na sobotę zaplanowaliśmy wizytę w kinie, ale znajdziemy sposób, żeby wynagrodzić ci ten rodzinny wypad – zaśmiał się. – A może chcesz się wybrać na skałki? Odkryłem miejsce, gdzie są ścianki do wspinaczki dla dzieciaków i dorosłych. Agnieszka zaopiekuje się młodymi, a my spróbujemy naszych sił na czymś bardziej wymagającym. Brzmi nieźle, co? O której godzinie mam po ciebie być?
W końcu się przymknął i przestał nawijać.
– Ok, sobota może być, ale nie przyjeżdżaj po mnie. Obejdzie się – stwierdziłem i zakończyłem rozmowę.
Przed oczami już miałem wyraz twarzy mamy, gdyby dostrzegła przez firanki mercedesa ojca. Posmutniałaby i utraciła całą energię, a później kręciłaby się po domu, kontrolując, jakie ubrania wybieram i co wkładam do plecaka. Później natomiast zrobiłaby dramę przy samych drzwiach.
– Miłej zabawy. Nie myśl o mnie, ja sobie przecież jakoś poradzę przez te dwa dni bez ciebie – wymamrotałaby głosem tak drżącym, jakby miała się zaraz rozpłakać.
Ale nie pozwoliłaby spłynąć żadnej łzie, udając, że wszystko jest w porządku. Mocno by mnie przytuliła, zdecydowanie zbyt mocno, jak na pożegnanie, i przez długi czas stałaby w otwartych drzwiach, obserwując, jak schodzę po schodach. Kochałem moją matkę, ale nie mogłem znieść tych jej zagrań, na które decydowała się za każdym razem. Dużo lepiej było wyjść z rana, tak, jakbym szedł na spotkanie ze znajomymi, a potem do niej zadzwonić. Wyjaśniłbym przecież, że przez resztę dnia i niedzielę będę z ojcem i jego rodziną.
Mogłem potem przerwać rozmowę, zerwać połączenie i nie patrzeć w jej twarz, zmienioną grymasem bólu. Byłem świadomy, że po powrocie i tak będę musiał przejść przez to wszystko – przetrwać jej narzekania na niesprawiedliwość losu, na to, jak wiele poświęciła, aby mnie wychować na porządnego faceta, tak różnego od ojca. Jednak wolałem zmierzyć się z tym wszystkim po weekendzie, a nie przed nim.
Nigdy nie czułem się komfortowo u nowej rodziny mojego ojca. Zazdrościłem, patrząc jak stary opiekuje się Frankiem i Julią, udając dobrego tatusia i bawiąc się z nimi na dywanie. Poświęcał im uwagę, słuchał z zainteresowaniem wszystkiego, co mówili, mimo że dzieciaki miały zaledwie pięć i siedem lat, a także czytał im bajeczki na dobranoc.
– Kiedyś byłem zupełnie inną osobą, synu – wyjaśniał mi po wielu latach. – Byłem jeszcze niewydarzonym gnojkiem, kiedy wziąłem ślub z twoją matką, a potem zacząłem nieźle zarabiać i kompletnie straciłem głowę. Dopiero Agnieszka ustawiła mnie do pionu.
To było paskudne kłamstwo.
35-latek to nie niewydarzony gnojek
To akurat mama była świeżo po studiach i zakochała się od pierwszego wejrzenia w mężczyźnie, który wydawał jej się dojrzały. Myślała, że starszy partner będzie dbał o nią i ich wspólne życie, ale to na jej barki spadł cały ciężar obowiązków. To ona musiała zająć się nie tylko domem, ale także rachunkami i rosnącymi w ekspresowym tempie długami, bo ojciec wmieszał się w jakieś nie do końca legalne interesy. Pieniądze sypały mu się jak z nieba, ale niestety, jeszcze szybciej przepadały.
Mama mogła nie mieć na chleb, ale on pozostawał wiecznie beztroski i korzystał z życia. Zapewne odeszłaby od niego, tak przynajmniej utrzymywała przez te lata, gdyby nie ciąża. Gdy się o niej dowiedziała, prawie skakała z radości. Mój ojciec rzekomo jedynie wzruszył ramionami, ale podarował jej bukiet róż i złoty wisiorek. Zmienił się dopiero, kiedy przyszedłem na świat. Wziął mnie na ręce i, pełen radości, autentycznie się rozpłakał. Wyczerpana tym wszystkim mama, widząc jego łzy, zaczęła myśleć, że być może coś w ich życiu wreszcie zmieni się na lepsze.
– Zachowywał się trochę tak, jak wtedy, gdy zaczynaliśmy ze sobą chodzić. Rozpieszczał mnie, no najchętniej nieba by mi przychylił – tak opisywała mi to później.
Niestety, okres euforii ojca trwał tylko trzy lata. Później wszystko wróciło do normy, a on do swojego dawnego stylu życia. Spędzał całe dnie w biurze, a potem bawił się do białego rana.
– Coś we mnie umarło – usprawiedliwiał się potem.
Wiedziałem doskonale, o co chodziło. Ojcowie moich znajomych znajdowali się w podobnej sytuacji, tyle tylko, że nie byli tacy dziani.
– To klasyczny przykład kryzysu wieku średniego – objaśnił mi pewnego dnia kolega, kiedy razem paliliśmy papierosy. – Mój stary chyba zaliczył wtedy połowę lasek w mieście.
Zdaje się, że mój ojciec miał podobne „osiągnięcia”. Z początku mama nie wiedziała o wszystkim. Kojarzyła nowe ubrania, wizyty w siłowni, sportowy wóz, który zastąpił nasze volvo i jedną laskę. O reszcie dowiedziała się później. Poniżana na każdym kroku, urządzała mu awanturę za awanturą, a on też nie zamierzał się hamować.
Po jednej z takich burd, w środku zimy, zrzucił ją z tarasu i zatrzasnął drzwi. Pół nocy prosiła, stojąc tam zmarznięta, w samym dresie i kapciach, aby wpuścił ją z powrotem, bo za bardzo się wstydziła pójść do sąsiadów. Po tym koszmarze została jej pewna pamiątka – głęboka blizna nad prawym okiem.
Wierzyła w sakrament małżeństwa
Uważała, że najważniejsza jest rodzina. I ja także powinienem ją mieć. To on zdecydował, że to koniec – wysłał jej papiery rozwodowe i kazał się wynosić z willi. W okolicy wszyscy świetnie go znali, więc w sądzie nie miała żadnych szans. Żeby nie robiła problemów, wcisnął jej dwupokojowe mieszkanie w bloku na peryferiach miasta.
Z relacji moich dziadków wynikało, że było jej bardzo ciężko, ale mimo to starała się jak mogła, aby mi niczego nie brakowało. Zrezygnowała nawet z nowego związku, bo podejrzewam, że w dalszym ciągu kochała mojego ojca. To skłoniło ją do tego, aby go odnaleźć i poprosić o spotkanie. Być może miała nadzieję, że jak mnie zobaczy, zdecyduje się wrócić. Zjawił się, spędził ze mną chwilę, podarował mi samochodzik, a następnie odszedł.
– Nie było między nami żadnej więzi – przyznał później.
– A jaką ty, do cholery, więź chciałeś poczuć, skoro byłeś dla mnie obcym facetem?! – wykrzyczałem wówczas. – Nie kojarzyłem cię nawet. Byłem małym chłopcem, kiedy się na nas wypiąłeś.
– Byłeś ośmiolatkiem – rzucił z pretensją.
Owszem! Z pretensją. Taki właśnie był mój kochany tatuś. Pojawił się po sześciu latach milczenia, a po następnych dwóch nabrał ochoty na zwierzenia. Zamiast przeprosić, potrafił jedynie ubolewać nad swoim losem. Czasem miałem wrażenie, że to jego nowej żonie, Agnieszce, bardziej zależy na moich wizytach, niż jemu. Ojciec, po przejściu tych wszystkich terapii, zapewne wolałby zapomnieć zarówno o mnie, jak i o reszcie swojej przeszłości.
Tyle że ja wciąż żyłem i miałem się świetnie. Byłem silnym chłopakiem, znacznie wyższym i mocniej zbudowanym niż większość moich rówieśników. A gdzieś we mnie kotłował się gniew na cały świat, w którym musiałem się odnaleźć. Na ojca, który zabrał mi beztroskie dzieciństwo, a mojej mamie zniszczył młodość.
Czułem się u niego dziwnie
Odwiedziny u niego tylko mnie wkurzały. Podobnie jak miłość, niemal wylewająca się z ich domu. Uśmiechy Agnieszki i jej pytania o moje samopoczucie. Jak miałbym się czuć? No przecudownie! Przygotowali dla mnie ciasny pokoik w swoim nowym pięknym życiu, do którego zapraszali mnie od czasu do czasu, jak im było wygodnie. Fajnie z ich strony, nie?
Ojciec chętnie wciskał mi kupę kasy na urodziny i święta, a potem klepał po plecach. Wyciągał mnie na spadochron, załatwiał wspinaczkę po ściankach i jazdę na nartach. Nieustannie kupował mi nowe ubrania, masę innych pierdół i wciskał gotówkę, ale nie był w stanie mnie zrozumieć. On i Franek potrafili rozmawiać na każdy temat, ja natomiast słyszałem tylko: „Co tam?”, a kiedy próbowałem odpowiedzieć, on już zmieniał temat.
Na to konkretne spotkanie szedłem cały nabuzowany. Nie jestem pewien, dlaczego akurat tym razem, skoro wcześniej nic mnie nie wkurzyło. Tak czy inaczej, czułem, że nerwy mi puszczają.
– Co tam słychać? – zapytała Agnieszka, witając mnie w progu i dając buziaka w policzek.
Ojciec już na mnie czekał trzymając Franka na rękach. Poklepał mnie po ramieniu i zniknął w kuchni. Zacisnąłem szczęki, a potem poprosiłem o herbatę.
– A co ty, chory jesteś, że herbatę będziesz pić? – wybuchnął śmiechem, jednocześnie ponownie klepiąc mnie po ramieniu.
Nie zareagowałem. Skierowałem się bezpośrednio do salonu i osunąłem na sofę. Franek zajął miejsce obok, a po chwili dołączyła do nas Julka z kolorowanką w rękach. Agnieszka przeprosiła mnie bezgłośnie, posyłając uśmiech i zabrała małą do siebie. Franek jednak przypiął się do mnie na amen.
– Dziś idziemy na film, wiesz? – przyglądał mi się z zaciekawieniem.
Nie rozumiałem, dlaczego mnie tak bardzo lubił. Nie traktowałem go inaczej niż pozostałych, a mimo to ten maluch przykleił się do mnie kilka lat temu i za nic nie chciał się odkleić. W jego oczach byłem wymarzonym starszym bratem.
– Bardzo cię kocham – oznajmił pewnego razu, dając mi buziaka na dobranoc.
– Ja też cię kocham – odparłem, chyba nie do końca rozumiejąc, co to tak naprawdę oznacza.
Tamtej nocy Franek zasnął bardzo zadowolony, natomiast ja płakałem niemal do rana. Wtedy natomiast patrzył na mnie swoimi niewinnymi dziecięcymi oczami, wyrażającymi bezbrzeżną braterską miłość. Pogadałem z nim przez moment, udając, że rozmowa mnie wciągnęła, delikatnie musnąłem jego blond włosy, które były nieco jaśniejsze niż moje, a następnie skierowałem się do kuchni po herbatę. Mój ojciec był zajęty przygotowywaniem drugiego śniadania. Rzuciłem na niego okiem i pociągnąłem spory łyk ze swojego kubka.
– Świetna dzisiaj pogoda – mrugnął do mnie i znowu zaczął mnie poklepywać. – Skąd ta ponura mina? – potargał mi włosy.
Wzruszyłem tylko ramionami.
W końcu wybuchnąłem
– Nie przejmuj się, dobrze znam kłopoty takich dzieciaków. – wsunął dłoń do kieszeni i wyciągnął banknot. – Pewnie, to niewiele, ale staruszek nie zarabia teraz kokosów. Za dwa tygodnie dostaniesz więcej. Muszę się trochę podciągnąć – znowu klepnął mnie w ramię.
Moje mięśnie miały już stanowczo dość tego całego klepania.
– Nie przeżywaj tak – naciskał, a ja czułem, że cierpliwość powoli mnie opuszcza. Nie mogłem znieść tej niby miłości.
– Nie dotykaj mnie – wycedziłem.
– Synu, no co ty? To tylko żarty! – po raz kolejny poklepał mnie po ramieniu.
– Nie jestem twoim synem! Twój syn siedzi na sofie! Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?! – zacząłem krzyczeć. – Dla mnie jesteś zerem. Totalnym zerem, zrozum to! Zwykłym dupkiem, który porzucił mnie i mamę wiele lat temu. Po co to całe przedstawienie? Co, nagle zacząłeś mnie kochać? Nagle zacząłem się liczyć?
– Krystian! – dopiero krzyk Agnieszki sprowadził mnie na ziemię.
Uderzyłem ojca, a on nieprzytomny upadł na ziemię. Nie umiałem wytłumaczyć, co się właściwie wydarzyło. Wybiegłem przerażony z ich domu, zapominając zupełnie o wystraszonej Agnieszce i dzieciach.
Strasznie tego żałowałem
Było już późne popołudnie, kiedy wpadłem do naszego domu. Mama przeżegnała się, widząc mnie w takim stanie. Oglądała mnie uważnie, szukając obrażeń i zastanawiając się, czy nie zostałem napadnięty.
– Muszę wyjść – oznajmiłem, kiedy już mnie umyła, pomogła się wytrzeć i przebrać w czyste ciuchy.
Pognałem do domu ojca. Nikogo jednak nie było w środku. Przestraszony, próbowałem dodzwonić się do niego na telefon komórkowy. Kiedy nie odbierał, zadzwoniłem do Agnieszki. Chciała się rozłączyć, mówiła, że wezwie policję.
– Agnieszka, on żyje? Powiedz mi tylko tyle. Ja… ja naprawdę nie chciałem! Kocham go! – nie mogłem powstrzymać łez.
Nieco później otrzymałem sms z danymi szpitala, do którego zawieziono mojego ojca. Tata znajdował się w opustoszałej sali, nieprzytomny, podłączony do monotonnie piszczącej aparatury i całej plątaniny rurek. Czuwała przy nim Agnieszka.
– Przeżyje – powiedziała cicho, kiedy wchodziłem.
– Tato… – zacząłem.
– Nie usłyszy cię teraz – weszła mi w słowo.
– Tato, wierzę, że mnie słyszysz. Przykro mi i bardzo cię przepraszam. Nie chciałem tego, przysięgam. Nie zrobiłbym ci czegoś takiego. Nie wiem, co się ze mną stało. Tato… – wybuchnąłem głośnym płaczem.
Niespodziewanie ktoś mocno mnie przytulił. W końcu pojąłem, że to Agnieszka.
– Już w porządku, zobaczysz, wszystko będzie w porządku – powtarzała. – On też cię kocha i z pewnością zrozumie.
Płakałem tak długo, że w końcu zaniemówiłem. Dopiero gdy zjawiła się mama, powiadomiona przez Agnieszkę, która znalazła jej numer w telefonie ojca, trochę się uspokoiłem. Po kilku dniach ojciec odzyskał przytomność i zadzwonił do mnie. Powiedział, że już mi wybaczył.
– Bo wszystko rozumiem i bardzo cię kocham, synu.