Po śmierci mojego męża nasza jedyna córka bardzo mnie zaskoczyła. Oświadczyła, że nie chce mieszkać ze mną i że powinnam zamienić nasze mieszkanie. Mówi jej się łatwo, ale jak zamienić dwupokojowe mieszkanie na dwie kawalerki bez dopłaty? Ani ja, ani ona nie mamy na to pieniędzy.
Julia nalega, abym zamieniła mieszkanie. Nie wytrzymałam i powiedziałam jej, żeby się wyprowadziła i wynajęła własne mieszkanie, jeśli coś jej nie odpowiada. To bardzo ją uraziło.
Moja historia zaczynała się pięknie i nikt nie przypuszczał, że wszystko potoczy się tak źle. Byliśmy z mężem w małżeństwie przez wiele lat, ale pomimo starań, nie mogliśmy mieć dzieci. Gdy już straciłam nadzieję, w wieku 34 lat, szczęście w końcu się do nas uśmiechnęło. Na świat przyszła nasza ukochana córka Julia. Byliśmy bardzo szczęśliwi. Zrobiłabym dla niej wszystko.
Julia była grzeczną dziewczynką, dobrze się uczyła w szkole, była łagodna i uprzejma, a potem jakby ją ktoś zamienił. Nadszedł czas, gdy córka zaczęła się od nas oddalać. Ciągłe pretensje i obelgi. Julia jasno nam mówiła, że wstydzi się nas – zarówno z powodu wieku, jak i braku wyższego wykształcenia.
Pracowałam jako salowa na dwie zmiany, a mąż był taksówkarzem. Mimo to Julii nigdy niczego nie brakowało. Dostawała od nas wszystko. Chodziła zajęcia dodatkowe, które sama wybierała. Kupowaliśmy jej modne ubrania i drogie kosmetyki.
Dlatego nie mogliśmy zrozumieć, co stało się przyczyną tak drastycznej zmiany w jej zachowaniu.
Gdy mój mąż nagle zachorował i trafił do łóżka, córka nie chciała się nim opiekować. Mówiła, że to moja sprawa, ona była obojętna. Nie chciała nawet na chwilę podejść i pomóc np. przy zmianie prześcieradła.
A gdy mąż zmarł, straciłam siły – to była poważna strata dla mnie. Popadłam w depresję. A córka nawet nie uszanowała mojej żałoby i zaczęła domagać się zamiany mieszkania. Stwierdziła, że nie chce ze mną mieszkać, ale nie powiedziała, skąd wziąć pieniądze na dopłatę do zamiany. Chce mieszkać sama, bo, jak to określiła „mój widok odbiera jej całą radość życia”.
– Siedzisz całymi dniami, jak zjawa i gapisz się przez okno, a w nocy nie dajesz spać, bo wyjesz do poduszki. Dłużej tego nie zniosę – powiedziała obojętnym tonem.
Jej słowa bardzo mnie zabolały. Czy ona w ogóle nie kochała swojego ojca i nie brakuje jej go?
Skoro ona nie odczuwa potrzeby opłakania go, niech nie zabrania tego mi. Ja nie mogę pogodzić się z jego odejściem. Spędziliśmy razem 35 lat. Był miłością mojego życia. Razem z nim umarła połowa mnie. Moja córka najwidoczniej tego nie rozumie.
Nie wyobrażam sobie, jak żyć dalej.
Wydaje mi się, że daliśmy Julii wszystko, co mogliśmy. Teraz ma 23 lata, nadszedł czas, aby zaczęła żyć samodzielnie. Może znaleźć pracę i zacząć oszczędzać na mieszkanie.
Mam prawo mieszkać w swoim mieszkaniu. Jest zapisane na mnie. Kiedy i ja odejdę, córka dostanie je w spadku, ale teraz będę bronić swoich praw, chociaż boję się, że to zepsuje do reszty nasze stosunki.
Zastanawiam się, gdzie popełniłam błąd w wychowaniu swojego dziecka? Dlaczego Julia wyrosła a taką niewrażliwą osobę, bez żadnego szacunku ani miłości do mnie? Co było nie tak i co mogliśmy zrobić inaczej? Wiele bym dała, żeby cofnąć czas i wychować moje dziecko inaczej.