Naprawdę się staram, ale nie potrafię polubić swojej synowej. Nie wiem, skąd Tomek ją wytrzasnął. Ona jest po prostu definicją pustej lali.
Pierwsze wrażenie było dobre
Gdy syn po raz pierwszy przyprowadził do domu Kalinę, zrobiła na mnie nawet dobre wrażenie. Była dość nieśmiała, nie mówiła zbyt dużo, ale od razu było widać, że jest dziewczyną nieprzeciętnej urody. „Taka cicha, skromna. Kto wie, może i się nada?”, myślałam z nadzieją.
Niestety, im bliżej poznawałam synową, tym bardziej zmieniałam zdanie. Kalina nie tyle była cicha, ile zwyczajnie… głupia. Z początku myślałam, że może trzeba ją ośmielić, spróbować wprowadzić do rozmowy. A gdzie tam! Na najprostsze pytanie nie potrafiła odpowiedzieć. A jak już potrafiła, to tylko tak, że moje mniemanie o niej jeszcze bardziej spadało.
– Ja to lubię te wszystkie programy o zwierzętach. Człowiek może i nie podróżuje, ale zawsze czegoś o świecie się dowie – napomknęłam raz uprzejmie, gdy syn przerzucał kanały na moim telewizorze. – A ty co lubisz oglądać?
– A nie wiem. Reality show są śmieszne. Te wszystkie randkowe albo te z celebrytami, gdzie ciągle robią sobie dramy. Dobra brechta jest z tego – ożywiła się na moment.
– Co proszę? – wytężyłam bardziej słuch, bo niewiele zrozumiałam ze zdania, które wypowiedziała Kalina.
– Brechta jest, wszystkie moje koleżanki to oglądają – odparła nieco głośniej.
„Nie znam tego słowa, ale zakładam, że chodzi o jakąś świetną zabawę… Szkoda, że do programów, które są tak bezdennie głupie, że powinny być zdelegalizowane”, pomyślałam niespokojnie.
Na ślubie płakałam w kącie
Kiedy Tomek poinformował mnie pewnego dnia, że planują z Kaliną ślub, na moment zaniemówiłam. Gdy w końcu odzyskałam głos, włożyłam całą energię w wykrzesanie z siebie odrobiny entuzjazmu.
– To świetnie, synku. I co, cieszysz się? – zapytałam ostrożnie, starając się w żaden sposób nie sugerować swojego zdania.
– Tak, pewnie – odpowiedział szczerze.
„No cóż, to jest najważniejsze… Może Kalina ma jakieś inne zalety, o których nie wiem”, pomyślałam z nadzieją.
Do organizacji ślubu nieszczególnie się wtrącałam. Zależało mi tylko na tym, żeby pojawiła się najbliższa rodzina i żeby młodzi ugościli ich smacznym jedzeniem. Wybór wszystkich atrakcji pozostawiłam im. Nie sądziłam, że wyjdzie z tego coś takiego…
Kalina, w odróżnieniu od praktycznie wszystkich nowoczesnych panien młodych, wprost uwielbiała wszelkie głupie zabawy oczepinowe, idiotyczne turnieje z podtekstem seksualnym i inne tego typu „atrakcje”.
– Na oczepinach to dopiero będzie brechta! – wykrzyknęła podekscytowana, gdy opowiadała mi o szczegółach przygotowań do wesela.
„Rany boskie”, skomentowałam tylko w myślach.
– Jesteście pewni, że wszyscy będą się dobrze bawili przy tego typu rozrywkach? – zapytałam ostrożnie.
– Nie muszą brać udziału, jak nie chcą, przecież nikogo nie zmusimy – odparł syn. – U nas na weselach takich rzeczy w sumie nie było, a z tego co mówi Kalina, brzmi to naprawdę zabawnie.
„Czyżby?”, zapytałam w myślach.
W dniu wesela od samego rana siedziałam jak na szpilkach. Byłam zestresowana – nie tyle perspektywą przypieczętowania wyboru, którego dokonał syn (a który ewidentnie mu pasował). Bardziej obawiałam się, że w którymś momencie nie wytrzymam i niechcący okażę swoje niezadowolenie albo zażenowanie.
Do połowy wesela jakoś dawałam radę. Niestety, oczepiny były jeszcze gorsze niż mogłam to sobie wyobrazić… Niesmaczne konkursy, w których kobiety miały za zadanie obmacać mężczyzn, aby znaleźć schowane w nogawce jajko, przebieranie gości za zwierzęta, w które mieli się wcielać przy całej sali… Myślałam, że spłonę ze wstydu.
Niby taka głupota, a jednak w którymś momencie imprezy zwyczajnie rozpłakałam się w kącie. Chyba z frustracji i nadmiaru wszystkich skrywanych w środku emocji. „Mam jednego syna, lepszej synowej już mieć pewnie nie będę… Dlaczego musiał sobie wybrać tę prostaczkę?”, biadoliłam w myślach, chlipiąc za drzewami w ogródku.
Było mi wstyd przed rodziną
Gdy następnego dnia gawędziłam ze swoimi krewnymi na poprawinach, zauważyłam, że często wymieniają ze sobą znaczące spojrzenia.
– I jak, Grażynko, zadowolona jesteś z nowej synowej? – zapytała mnie w końcu, niby niewinnie, bratowa.
– A to nie ja mam być zadowolona, tylko Tomek – odparłam dość neutralnie.
– Takie właśnie odnieśliśmy wrażenie, że… To nie do końca twój typ człowieka, jeśli można tak powiedzieć – skomentował nieśmiało brat.
– Co przez to rozumiesz? – pytałam dalej, unikając jak ognia wszystkiego, co krewni mogliby uznać z mojej strony za sugestywne.
– Oczywiście, my jej nie znamy tak dobrze, jak ty, ale sprawia wrażenie… dość prostej dziewczyny – odparła w końcu bratowa, cedząc ostrożnie każde słowo.
– Och! To zwykły pustak! – wybuchłam w końcu, a brat i bratowa na chwilę zamarli. – Ja naprawdę nie wiem, co on w niej widzi. Ta dziewczyna nie ma w głowie chyba ani jednej szarej komórki!
– Grażynko, to czemu nic wcześniej nie mówiłaś?! Przynajmniej nam byś się mogła wyżalić. Nie wpłyniesz na jego decyzje, ale po co dusić to wszystko w sobie? – bratowa objęła mnie, chichocząc.
– Rany, Sabinka, nie wiesz, co ja przeżywałam przez ostatnie miesiące… Tak bardzo nie chciałam zranić Tomka, że wszystkie te przemyślenia upchnęłam jakoś głęboko w sobie. Ale taka jest smutna prawda: Kalina to wyjątkowy muł. Ostatnio pomagałam im rozpakowywać rzeczy w nowym mieszkaniu i wpadło mi w ręce jej świadectwo: same dwóje i dosłownie może ze dwie trójki. Wyobrażacie sobie? Niby oceny o niczym nie świadczą, ale bez przesady!
– Te zabawy oczepinowe wczoraj to też był jej pomysł, prawda? – zapytał brat, a ja pokiwałam głową. – Myśleliśmy, że takie rzeczy już nie mają miejsca na nowoczesnych weselach, ale jak widać, niektórych to dalej bawi…
– To było straszne! Przepraszam, że nic wcześniej nie powiedziałam. Może i powinnam była, ale… No cóż, teraz przynajmniej wy znacie moją tajemnicę – westchnęłam głęboko, czując, jak napięcie wypływa ze mnie razem z tymi słowami.
Czy powinnam być szczera z synem?
Przez kilka następnych tygodni biłam się z myślami. Z jednej strony nie chciałam ranić Tomka, ale z drugiej – czy powinnam go aż tak okłamywać? Czy udawanie, że lubię Kalinę nie jest z mojej strony okropną nieszczerością? W końcu zdecydowałam, że powiem prawdę. Musiałam mu przekazać, co naprawdę czuję, nawet jeśli miało to być trudne dla obu stron.
– Synku, słuchaj, nie byłam z tobą do końca szczera… Naprawdę bardzo nie chciałam zranić twoich uczuć, ale chyba powinnam ci wyznać prawdę. Pamiętaj jednak, że to tylko moje zdanie – zaczęłam nieco nieśmiało.
– Chodzi o Kalinę, prawda? Od dawna widzę, że coś tu nie gra – uderzył prosto z mostu.
– No cóż, tak. Po prostu chyba bardzo się różnimy. Wydaje się nie mieć ambitnych zainteresowań, nie jest szczególnie elokwentna, a rzeczy, które ją bawią… No cóż. Na przykład to, co zrobiła na waszym weselu, to było po prostu żenujące, dla mnie i dla wielu innych gości też, z tego co wiem. Czasem po prostu martwię się, że nie będziesz z nią szczęśliwy.
Tomek przez chwilę milczał, jakby intensywnie nad czymś myślał.
– Mama, ja ją kocham. I choć może nie wszystko, co robi, mi się podoba, to nie zamierzam rezygnować z naszego związku. Możesz nie zgadzać się z jej gustami, zainteresowaniami czy rozrywkami, ale ona naprawdę jest dla mnie dobra. Jest troskliwa, wrażliwa. Dobrze mi się z nią żyje.
Zrozumiałam, że muszę zaakceptować decyzję mojego syna i zwyczajnie się z nią pogodzić. Cieszyłam się jednak, że w końcu zrzuciłam z siebie ten ciężar i wyznałam swoje prawdziwe zdanie na temat synowej. I choć wciąż trudno było mi polubić Kalinę, zaczęłam zdawać sobie sprawę, że nie muszę być jej przyjaciółką, żeby być przyzwoitą, uprzejmą teściową.
Z czasem postanowiłam dać im szansę. Może Kalina miała swoje wady, ale ewidentnie miała też zalety, które dla mojego syna były ważne. Postanowiłam otworzyć się na zmiany, choćby dla dobra mojego syna, i spróbować zrozumieć, co sprawia, że ich miłość jest tak silna. W końcu, jak mówią, miłość potrafi zdziałać cuda.