Do dziś nie wiem, jak mogłam wytrzymać tyle czasu w toksycznym małżeństwie. Mój mąż był nerwowy, irytujący, stale niezadowolony ze wszystkiego. Szczególnie ze mnie.
To było nie do zniesienia
Moja teściowa, z którą dzieliliśmy dom, była zaś osobą autorytarną, agresywną, zawsze broniącą swojego synka. Nie miałam nawet szans dyskutować, bo teściowa zawsze miała mocny argument:
– Jeżeli ci się nie podoba, to możesz się wyprowadzić! – kończyła ostro.
Niestety, mieszkanie było jej własnością, a ja zwykłym gościem. Mąż nie chciał nawet zastanawiać się nad kredytem – mieliśmy przecież dach nad głową, a mamusia zawsze dbała komfort ukochanego syna i prała mu skarpetki. W końcu jednak nie wytrzymałam. Zdecydowałam się na rozwód i przeprowadzkę.
Przyjaciółka podała mi kontakt do swojej krewnej, która samotnie zamieszkiwała trzypokojowe mieszkanie. Jej córka wyemigrowała do Wielkiej Brytanii, gdzie założyła własną rodzinę, więc duża część lokum świeciła pustkami.
Wyprowadziłam się
W tym samym dniu znalazłam się u pani Ewy. Przygotowałam również wniosek rozwodowy. Mąż w ogóle nie sprzeciwiał się mojej decyzji. Zastanawiał się raczej, dlaczego tak długo zwlekałam.
Zamieszkując na obrzeżach stolicy, w starym bloku, miałam tuż obok osiedle pełne domów jednorodzinnych położone za małym parkiem.
Część z budynków była starannie odnowiona, natomiast inne pokryte były odpadającym tynkiem, porośnięte przez chwasty i krzewy. Choć nigdy nie miałam okazji mieszkać w domu, zawsze marzyłam o takim i o swojej rabacie z kwiatami.
Obserwowanie takich małych ogrodów sprawiało mi ogromną przyjemność. Wśród nich był jeden, który wydawał się całkowicie zaniedbany – budził we mnie niepokój.
Intrygował mnie ta willa
Tuż przy nim znajdowała się wielka, przedwojenna willa o imponującej architekturze, która również wyglądała na porzuconą, jakby przez lata nikt w niej nie mieszkał. Brudne okna, za którymi widać było szare firanki, były zawsze zamknięte. Stare drzwi, z efektownym mosiężnym zamkiem, straciły swoją dawną okazałość, a olejna farba całkowicie od nich odpadała. Kruche schody wyglądały tak, jakby miały zaraz się rozpaść.
Obok nich rósł stary krzew bzu, obsypany mnóstwem fioletowych kwiatów. Drugie wejście prowadziło do dużego pomieszczenia z tabliczką wywieszoną nad framugą: „Tapicer. Renowacja starych mebli”.
Kiedy zapytałam panią Ewę o ten dom, odpowiedziała:
– Pan Jurek to doskonały specjalista. Wszyscy mieszkańcy osiedla korzystają z jego usług, bo w najbliższej okolicy nie ma innego tapicera. Ale jest z niego okropny mruk. Dobrze, że mi pani o nim przypomniała. Powinnam zlecić mu prace nad tym krzesłem, które stoi w przedpokoju. Proszę pójść do niego i wybrać ładny materiał.
Podniosłam ciężkie krzesło i udałam się do tapicera.
Poznałam sąsiada
Drzwi do tajemniczego domu nie były zamknięte. Wewnątrz przestronnej pracowni znajdowało się kilka mebli czekających na renowację. Przy obszernym stole siedział smętny mężczyzna w okolicach 40-stki. Obrzucił mnie pochmurnym spojrzeniem i bez słowa wrócił do pracy. Przywitałam się i od razu przeszłam do rzeczy.
– Chciałabym zlecić naprawę siedziska krzesła. Konstrukcja jest w porządku, ale pianka się rozpada, a obicie wymaga wymiany.
Podniósł się, nie wypowiadając nawet słowa, i wręczył mi pokaźny zestaw próbek tkanin obiciowych.
„Ale z niego dzikus” – przemknęło mi przez myśl.
Zdecydowałam się na piękną, czerwoną tkaninę i pokazałam ją tapicerowi.
– Ten materiał powinien być w porządku – stwierdziłam.
– Jak pani chce.
– A może ten? Jaki by mi pan polecił? – próbowałam go nieco skłonić do rozmowy.
Popatrzył na mnie nieprzychylnie.
– Co ja mogę pani doradzić? To jest pani fotel, nie mój.
Zdziwiła go moja prośba
Pani Ewa miała rację: był dosyć małomówny i do tego nieprzyjemny. Ustaliłam datę odbioru i opuściłam warsztat. Przy bramie zawahałam się nieco i spojrzałam za siebie, rzucając jeszcze jedno spojrzenie na dom. Te wspaniałe kwiaty! Nikt nie będzie ich zrywał, a gospodarz prawdopodobnie nawet na nie nie spojrzy. Wróciłam do warsztatu i stanęłam w progu.
– Przepraszam, mam do pana wielka prośbę…
– O co chodzi?!
– Przy schodach rosną przepiękne lilie. Czy mogłabym kilka zerwać?
Zdawało się, że tapicer był zdumiony. Przez chwilę lustrował mnie wzrokiem, a potem pokiwał głową.
– Jestem bardzo wdzięczna. Mieszkam na osiedlu i nigdy nie miałam własnych roślin – rzekłam, jakby w geście tłumaczenia swojego zachowania.
Byłam ciekawa, kim jest
– Cóż za odwaga, pani Aniu – powiedziała, kiwając głową. – On nie pozwala nikomu ingerować w swoje sprawy. Słyszałam, jak kilkakrotnie odprawiał ludzi, którzy chcieli wynająć u niego pokoje. Mieszka samotnie w takim olbrzymim domu, ale nie chce dzielić go z kimkolwiek. Stał się kompletnym odludkiem.
– Dlaczego mieszka sam? – zapytałam zaciekawiona.
– Chyba nikt tego nie wie. Słyszałam, że jego żona wyjechała do Stanów i postanowiła tam zostać, a może zginęła… Ale niektórzy twierdzą, że on ją zabił i pochował w ogrodzie – dodała szeptem. – I dlatego ten ogród jest tak zarośnięty.
Zaśmiałam się głośno. Co to ludziom nie przyjdzie do głowy!
Patrzył na mnie przychylniej
Po dwóch dniach wróciłam do warsztatu, by odebrać krzesło. Tapicer spojrzał na mnie i wyciągnął rękę w stronę naprawionego mebla.
– Chciałaby pani zerwać jeszcze parę lilii? – zapytał, biorąc ode mnie gotówkę.
– A mogłabym zerwać tym razem niezapominajki do bukietu? – zapytałam niewinnie.
– Niezapominajki? Gdzie one rosną? – zdziwił się.
– Przy kępach tego ciemnego bzu – oznajmiłam spokojnie.
– To możliwe, choć nie wiem, jak tam się znalazły. Dam pani sekator albo nożyczki.
– Dziękuję – odparłam z uśmiechem.
Podczas zbierania kwiatów, skaleczyłam rękę o wiszące, zaschnięte gałęzie forsycji.
– Wydaje mi się, że trzeba jak najszybciej zająć się tymi forsycjami – zasugerowałam, podając mu nożyczki.
– Mi nie przeszkadzają – odparł sucho, wracając do swojej pracy.
Poczułam się przygnębiona i nawet nie byłam pewna, czy jest mi smutno z powodu zaniedbanego ogrodu, czy tego mężczyzny.
Znów byłam bez mieszkania
Kolejny dzień przyniósł nieprzyjemną wiadomość. Pani Ewa poruszała się niemrawo po kuchni, aż w końcu westchnęła, zasiadła przy stole i otwarcie stwierdziła:
– Musi się pani wyprowadzić, pani Aniu! Moja córka wraca wraz z mężem i wnuczkiem. Firma zięcia upadła. Stracili całe oszczędności i są zmuszeni tu wrócić.
– Kiedy? – wydusiłam z siebie pytanie.
– Za kilka dni.
Kolejne niepowodzenie. Mieszkałam u pani Ewy zaledwie dwa miesiące, a teraz znowu muszę się przeprowadzić! Następnego dnia, każdą wolną minutę w pracy poświęcałam na poszukiwanie pokoju do wynajęcia. Kawalerki były poza moim zasięgiem finansowym. Dodatkowo do czynszu dochodziły jeszcze rachunki za media i wysokie koszty żywności. Odwiedziłam trzy różne miejsca, jednak żadne nie spełniło moich oczekiwań. Szłam w kierunku domu zmęczona, klucząc trasą obok parku. Nagle, na widok domu tapicera, przyszła mi do głowy szalona myśl. Cóż, spróbuję!
To był szalony pomysł
Zadzwoniłam do bramy. Z otwartego warsztatu wyszedł tapicer, spoglądając na mnie z wyraźnym zdziwieniem. Następnie podszedł do bramy, dotknął palcem wiszącej tam tabliczki i zapytał:
– Co tu jest napisane?
– No tak, wiem, otwarte do godziny szóstej. Ale mam pewne pytanie…
– Jakie jeszcze niespodzianki czekają w moim ogródku?
– Nie mówię o niespodziankach. Wpuści mnie pan, czy będziemy rozmawiać przez tę kratę?
Wyciągnął klucz z kieszeni, odblokował bramkę i machnął ręką w niejasny sposób, jakby chciał mnie pogonić. Przekroczyłam teren podwórka i wkroczyłam do jego pracowni. Usiadłam na fotelu i poczekałam, aż też to zrobi.
– Muszę do jutra opuścić pokój, który zajmowałam w bloku na tym osiedlu. Do Polski wraca córka właścicielki.
– I jak to się do mnie ma? – przerwał mi, wyraźnie zdziwiony.
– Pomyślałam, że mogłabym skorzystać z jednego z tych wolnych pokoi na górze. Być może tylko na parę dni, do czasu, gdy znajdę coś odpowiedniego dla siebie.
– Absolutnie nie! Nie zajmuję się wynajmem! – niemal krzyknął.
– Ale ja nie chcę go wynajmować! Chciałabym, aby użyczył mi go pan na ten krótki okres. Przecież nie mogę mieszkać na ulicy!
Okazał się dobrym człowiekiem
Pod wpływem emocjonalnego napięcia ostatnich moja psychika uległa osłabieniu, a łzy zaczęły płynąć jak rzeka. Prowadziliśmy rozmowę aż do późnych godzin nocnych. Opisałam mu historię mojego małżeństwa, a on w zamian opowiedział mi o swojej żonie, która wraz z córką wybrała się na wakacyjny wyjazd do rodziny na Florydzie, gdzie zginęły w tragicznym wypadku samochodowym.
Następnego dnia Jurek zabrał moje rzeczy do swojego domu.
Po tygodniu sprzątania, całując moje dłonie, prosił, abym nie szukała nowego mieszkania. Chciał, żebym została z nim na zawsze, bo się zakochał, choć bał się do tego przyznać. Teraz otworzył przede mną swoje serce.
Po raz pierwszy od dawna zdecydował się też na urlop, co oznaczało zamknięcie warsztatu. Specjalista od cyklinowania odnowił w tym czasie nasze przepiękne, dębowe podłogi, natomiast Jurek zajął się malowaniem ścian. Ja natomiast zatroszczyłam się o nasz mały ogród.
Trudno uwierzyć, że gdybym zignorowała tego samotnego mężczyznę, który mimo swojej powierzchownej surowości kryje w sobie mnóstwo ciepła, do końca życia mieszkałabym w wynajmowanych pokojach. Teraz jednak jestem szczęśliwa nie tylko z powodu obecności wspaniałego mężczyzny u boku, ale także z powodu posiadania pięknego ogrodu, który pielęgnujemy razem. Czuję się jak w bajce.