Teściowa nalegała na intercyzę przed ślubem. Gdy dowiedziała się, jaki mam majątek, diametralnie zmieniła zdanie

Teściowa uważała mnie za prowincjonalną biedaczkę i martwiła się o majątek swojego syna. Bardzo nalegała na sporządzenie intercyzy przedmałżeńskiej, jednak gdy dowiedziała się, co posiadam, szybko zmieniła zdanie.

Matka mojego męża miała bardzo negatywne podejście do mnie, bo przyjechałam z odległej prowincji.

Faktycznie byłam przyjezdna. Moi rodzice mieszkają na Podlasiu, gdzie żyłam do końca szkoły średniej. A na studia pojechałam do odległego miasta, chciałam trochę urozmaicić życie.

Mogłam studiować bliżej domu, ale zdecydowałam się podróżować. Rodzice nie byli przeciwni. Spokojnie zapłacili za studia i mieszkanie. Chociaż starałam się też dorabiać, by nie prosić rodziców o pieniądze za często. W rodzinie nie było problemów finansowych, ale rodzice nauczyli mnie cenić pieniądze i dążyć do finansowej niezależności. Zrozumiałam to jeszcze w dzieciństwie.

Na przykład, pieniądze, które rodzice dali na coś konkretnego musiały zostać wydane tylko i wyłącznie na ten cel. Mogli zażądać raportu i zbesztać, jeśli wydałam na coś innego. Ale o pieniądzach, które zarobiłam sama lub dostałam w prezencie, rodzice nie mówili ani słowa. Nawet jeśli wszystko wydałam na słodycze, zabawki czy coś równie niepotrzebnego. Moje pieniądze – ja decyduję.

W dorosłym życiu trzymałam się tej samej zasady. Lepiej samej zarobić i nie odpowiadać przed nikim. Rodzice oczywiście pomogą, ale nie chcę nadużywać ich dobroci. Na zakończenie studiów kupili mi mieszkanie w mieście, w którym studiowałam. Chcieli to zrobić już wcześniej, ale ja nie wiedziałam, czy zostanę, czy może wrócę do domu. Ale zdecydowałam się zostać.

Mam własne mieszkanie po gruntownym remoncie. Gdy znalazłam pracę, zaczęłam odkładać na samochód. W wieku dwudziestu pięciu lat miałam już całkiem niezły samochód. Nie nowy, ale dość zwinny, choć używany.

Z przyszłym mężem poznałam się w pracy. Szybko się polubiliśmy, po trzech miesiącach już zamieszkał ze mną. Moje mieszkanie było lepiej położone niż mieszkanie, które otrzymał w spadku po babci.

Z jego mamą poznałam się już po oświadczynach. Powiedział, że mama jest bardzo specyficzna, interesuje ją tylko majątek, więc jej słowa trzeba ignorować. Narzeczony pięć razy podkreślił, że nie zgadza się z punktem widzenia matki. Ta bardzo mnie dziwiło, ale po spotkaniu z tą „cudowną kobietą” wszystko stało się jasne.

Podczas spotkania długo pytała, skąd przyjechałam. Lekko krzywiła się, gdy dowiedziała się, że nie jestem stąd. Pytała o edukację i pracę. Odpowiadałam ogólnikowo.

Myślę, że powinniście przed ślubem sporządzić intercyzę. Moja droga, nie obrażaj się, po prostu jeśli coś pójdzie nie tak, łatwiej będzie się rozstać. Wszyscy od razu będą wiedzieć, co im się należy. Tak będzie łatwiej dla wszystkich – uspokajającym tonem mówiła przyszła teściowa.

Mąż całą swoją postawą dawał mi do zrozumienia, żebyśmy po prostu milczeli i nie rozwijali tematu, więc tak też zrobiłam, kiwając głową na słowa teściowej, po czym ona się uśmiechnęła.

Później temat jeszcze kilka razy wracał. Teściowa rozważała, że póki nie mogą sprzedać mieszkania babci, w którym mieszkają jacyś krewni, więc sprzedaż odbędzie się już po ślubie. Syn, a mój mąż kupi nowe mieszkanie, ale powinno być zapisane na niego, tak będzie właściwe. Ja tylko zaskoczona podnosiłam brew, a potem żądałam wyjaśnień od męża.

– Powiedziałem mamie, że wynajmujesz mieszkanie. Zbeształaby mnie, gdyby dowiedziała się, że mieszkam u ciebie. Przecież jestem mężczyzną, a poszedłem na utrzymanie kobiety! – naśladował własną mamę.

A teściowa ze swoją intercyzą wciąż nie odpuszczała. Nawet znalazła prawnika, a potem poprosiła mnie, abym spisała wszystko, co mam na ten moment. No to wymieniłam.

-Mam tu mieszkanie, samochód. Tam, u rodziców, jest jeszcze jedno mieszkanie i dom, w którym teraz mieszkają mama z tatą, ale jest już przepisany na mnie, bo oni sobie nowy budują.

Zobaczywszy tę listę, teściowa otworzyła szeroko oczy. Pomyślała o czymś, a potem szybko skończyła spotkanie. Więcej o intercyzie nie mówiła. Mąż raz jeszcze próbował ją podejść i zapytał, kiedy prawnik z umową przyjdzie. Teściowa natychmiast się odpaliła i zaczęła opowiadać, że normalnej rodzinie takie kruczki nie są potrzebne, a małżeństwo powinno być zbudowane na zaufaniu.

– No jak to! A jeśli trzeba będzie się rozwodzić? – kontynuował drwiny mąż.

– Nie ma co o rozwodzie myśleć! Jeszcze się nawet nie pobraliście! – ryknęła teściowa,

My z mężem ledwo powstrzymywaliśmy się od śmiechu. No, rozbawiła nas matka męża!

Jak szybko ta osoba zmienia swoje zdanie!

Zresztą, po tym, jak wymieniłam swój majątek, dla teściowej stałam się nie „Moja Droga”, a „Milenka, Słoneczko”. Oto jak zyskałam na znaczeniu w oczach teściowej.

Related Posts