Nigdy nie zapomnę jej wzroku tamtego dnia. Jej ciemnych oczu nieco przysłoniętych burzą czarnych loków. Stała przy oknie w ulubionym szarym swetrze, z kubkiem w dłoni, a za oknem padał deszcz. Mieszała herbatę, dzwoniąc łyżeczką o ścianki, choć przecież wcale jej nie słodziła. Zawsze była melancholijna i przeważnie smutna, więc wcześniej nie zauważyłam nawet, że coś się dzieje.
– Muszę ci coś powiedzieć – odezwała się i spojrzała wprost na mnie. Dopiero wówczas spostrzegłam, że w jej oczach błyszczą łzy.
– Co się stało, mamo? Jesteś chora?! – zapytałam od razu wystraszona.
– Nie… nie jestem.
Aż znieruchomiałam. Nie miałam pojęcia, co takiego zaraz wyzna, ale po jej wzroku poznałam, że będzie to coś, co zmieni moje życie. Czekałam w milczeniu. Nie chciałam jej pospieszać, bo sama nie czułam się gotowa.
– Rozwodzimy się z tatą – powiedziała mama w końcu.
Zupełnie mnie zatkało. Rozwodzą się? To było niemożliwe! Nie mogłam sobie tego wyobrazić. Nie dlatego, żeby byli dobrze dobraną parą. Nie byli. Wiedziałam, że mama czuła się niekochana i nieszczęśliwa, ale tak przywykłam do widoku jej łez i smutnego wzroku, że nie wiązałam już nawet tego smutku z ojcem, tylko z nią samą. Wydawało mi się, że taka po prostu jest, i już. I trudno.
Rozwód? Rozumiem, że tata znalazł sobie inną?
Uznałam, ze moi rodzice będą razem zawsze, bo uważałam, że mama sobie bez taty nie poradzi! On zawsze był surowy i trochę nieobecny w domu, ale przynosił pieniądze. Pracował w banku, chodził w garniturze, opłacał rachunki, tankował samochód, płacił za meble i ubrania. Mama prowadziła dom. Pracowała w nim ciężko, lecz nic przecież nie zarabiała. To oczywiście nie było sprawiedliwe, ale pozostawało faktem. Wątpiłam, aby nagle w wieku pięćdziesięciu lat udało jej się podjąć pracę zawodową i dobrze zarabiać.
– Tata odchodzi? Ma kogoś? – zapytałam przekonana, że to on wystąpił o rozwód.
– Nie – powiedziała mama, a ja nie potrafiłam ukryć swojego zdumienia. – Ja podjęłam tę decyzję. I wiem, wiem, co sobie myślisz… Że bez niego nie dam rady.
Nie chciałam odpowiadać. Ona wspierała mnie w każdej mojej decyzji. Kiedy wybierałam szkołę, wychodziłam za mąż i urodziłam dziecko – zawsze mogłam na nią liczyć. Teraz nie mogłam jednak zaprzeczyć – tak, bez taty będzie jej bardzo trudno.
– Wynajęłam kawalerkę. Moje rzeczy już tam są. Przewiozłam je.
– Mogę zapytać, dlaczego? Czemu odchodzisz? Coś się wydarzyło?
– Nie. Odchodzę, bo jestem już za długo nieszczęśliwa. Wiem, że to się nigdy nie zmieni. Jesteście z Maćkiem dorośli, więc spełniłam swój rodzicielski obowiązek. Nie chcę się tak czuć do śmierci. Chcę podjąć pracę i zacząć żyć bez tej ciągłej presji i bez strachu, że Leszek będzie znów ze mnie niezadowolony. Nie mam na to siły. I ochoty już też nie.
Napiła się herbaty, wierzchem dłoni otarła łzę toczącą się po policzku i dodała:
– On nigdy nie będzie ze mnie zadowolony. Wiem, że nie powinnam tak o nim przy tobie mówić… To twój tata i zawsze nim będzie. Ale nie będzie już moim mężem – powiedziała na koniec zdecydowanie.
Te słowa nie były dla mnie niespodzianką. Doskonale wiedziałam, jaki jest ojciec. Wracał z pracy i już od progu zaczynał swoją śpiewkę: „Czemu buty są takie porozwalane? Nie możecie ich ułożyć, skoro płacę za nie tyle pieniędzy?! Nie macie szacunku do przedmiotów, bo nie musicie na nie zarabiać!”. „Czemu na obiad jest znowu makaron?! Nie można zrobić jakiejś pieczeni? Przecież daję wam pieniądze? Chyba nie za mało? Moja mamusia miała dużo mniej, a zawsze był jakiś kawałek mięsa dla ojca!”. „Dlaczego tu jest tak duszno? Znowu gotowałaś przy pozamykanych oknach?!”. Te wszystkie zdania były jak drobne ciosy, których mama nigdy nie odpierała.
Pracowała w domu, więc należą się jej pieniądze
Była po prostu z roku na rok coraz smutniejsza i coraz mniej przypomniała uśmiechniętą kobietę ze zdjęć ślubnych. Ja także nie byłam nigdy z ojcem blisko i w okresie dorastania toczyłam z nim w nieustające boje.
– Obawiam się, że rozprawa rozwodowa nie będzie łatwa… – wyszeptała przez łzy.
Pierwszy raz w życiu widziałam mamę płaczącą i zdawałam sobie sprawę z tego, że to po prostu bezsilność, a jednocześnie wola walki popchnęły ją do podjęcia tej trudnej decyzji.
– Będę cię wspierać, mamo – obiecałam jej, a ona mnie przytuliła; płakała jak dziecko. – Mamuś, przecież możesz zostać tutaj, u mnie. Po co ci kawalerka?
– Dzięki, kochanie, ale chcę mieszkać sama. To będzie dla mnie trudny czas. Nie mogę zwalać wam się na głowę. Macie małe dziecko… – powiedziała smutno.
Przez kolejne dni robiłam wszystko, by być przy niej. Wbrew moim obawom, dostała pracę w sklepie i z dnia na dzień obserwowałam, jak robi się coraz silniejsza i coraz pewniejsza siebie. Widziałam po niej, jak zaczyna zmieniać wszystko, czego dotąd czepiał się tata. Przefarbowała włosy na jasno, zaczęła nosić kolorowe ubrania, które zdaniem taty w jej wieku już nie uchodziły. Coraz częściej wychodziła z domu – to do teatru, to na zakupy, to na kawę z koleżanką. Rozwód mimo jej obaw przebiegł bezproblemowo. Sąd przydzielił mamie połowę wartości mieszkania i ich dorobku, uzasadniając słusznie, że brała czynny udział w jego tworzeniu. Poczułam ulgę, że nie zostanie bez środków do życia.
Nie chciała jednak zostać w naszym rodzinnym domu. Uważała, że potrzebuje świeżego startu, więc kupiła sobie nowe mieszkanie i wynajęła fachowca do remontu. Tata uniósł się honorem i nie zamierzał jej okazywać, jak bardzo go zraniła. Byłam aż na niego zła, że nawet na koniec nie pokazał żonie, że wiele tracił przez to rozstanie i że będzie mu jej brakowało. Zamiast tego wolał udawać, że z nią czy bez radzi sobie doskonale, a prać i gotować może mu gosposia. Miałam ochotę powiedzieć mu, że nie zachował się uczciwie, ale uznałam, że wtrącanie się nie przyniosłoby nic dobrego.
Wizja nadchodzących świąt nieco mnie przerażała. Zawsze spędzaliśmy Boże Narodzenie razem, mieliśmy wspólne tradycje i ten czas był niezwykle rodzinny. Owszem, często zdarzały nam się w tym okresie także konflikty, ale mimo wszystko trudno mi było wyobrazić sobie, że nie spędzimy ich wspólnie w rodzinnym domu. Ku mojemu zdumieniu dwa tygodnie przed Wigilią odebrałam telefon od ojca.
Ale dlaczego nic mi nie powiedziałaś?! Znam go?
– Monika, zapraszam was na święta – oświadczył, a mnie zamurowało.
Co mogłam odpowiedzieć?
Nie miałam pojęcia, że przyjdzie mi jeszcze wybierać między mamą, a tatą. Powiedziałam, że się zastanowię, i postanowiłam, że pogadam z mamą. Byłam pewna, że jej się to nie spodoba. Zaskoczyła mnie jednak. Kiedy się spotkałyśmy, wyglądała promiennie. Wręcz kwitnąco. Nowa fryzura i ubrania robiły swoje, ale było coś więcej. Miała w oczach blask, jakiego chyba nigdy u niej nie widziałam.
– Wiesz, to nie jest zły pomysł. Mnie i tak nie będzie na święta i sylwestra, więc będziecie mieć choć namiastkę rodzinnej atmosfery.
– Jak to cię nie będzie? – zdumiałam się. – Wyjeżdżasz gdzieś?
Do ostatniej chwili byłam pewna, że odmówię ojcu, a ona jednym zdaniem zmieniła całą moją wizję świąt.
– A wiesz… – odpowiedziała nieco onieśmielona. – Jadę z kolegą w góry.
– Z kolegą? Jakim?
– Moim kolegą – zaznaczyła. – Spotykamy się. W końcu nie jestem już mężatką. Mogę się z kimś spotykać.
– No, nic przecież nie mówię. Tylko dziwię się, że się nie przyznałaś – powiedziałam trochę zaskoczona, a trochę podekscytowana.
Okres, kiedy ja opowiadałam jej z przejęciem o swoich randkach miałam już dawno za sobą, a teraz zapowiadało się na powtórkę z rozrywki. Z tą różnicą, że teraz to ja miałam słuchać, a mama opowiadać.
– Kto to taki? Gdzie się poznaliście? Znam go? – zasypałam ją pytaniami.
– To Marek. Facet, który robił mi remont. Razem pracowaliśmy i wiesz… aż trudno mi było uwierzyć, że mężczyzna może być tak bezproblemowy, zgadzać się na moje pomysły, słuchać, co mówię.
– No… płaciłaś mu za to.
– Tak, wiem – zaśmiała się. – Ale on w ogóle słuchał tego, co mówiłam. Nie tylko w kwestii remontu, ale tak… życiowo. I na dokładkę uważa, że jestem bardzo interesująca, i zaprosił mnie na randkę.
– Poważnie? I co, byliście już?
Mama skinęła głową. Nie mogłam uwierzyć, że o niczym nie wiedziałam. Miałam obawy, czy to dobry pomysł, czy on jej nie zrani. W końcu była świeżo po rozwodzie! Czułam się prawie jak mama, która obawia się o swoją córkę. Mama jednak była najwyraźniej zauroczona i postanowiła, że nie będzie tracić czasu. Przed wyjazdem na święta zaprosiła mnie z rodziną do siebie, żebyśmy podzielili się opłatkiem. Zaznaczyła od razu, że będzie też Marek.
Zestresowałam się. Miałam po raz pierwszy w życiu zobaczyć własną mamę z obcym mężczyzną. Z kimś innym niż ojciec! Pogodziłam się z ich rozstaniem, ale to był krok dalej.
Dobrze, że trochę dostał po nosie za te wszystkie lata
Wiedziałam jednak, że mama jest szczęśliwa i absolutnie nie miałam zamiaru w żaden sposób komentować jej decyzji. Chciałam, żeby ułożyła sobie życie. Kiedy wchodziłam do jej mieszkania, ściskałam za rękę swoją córkę, jakby ona mogła pomóc mi w ogarnięciu nowej sytuacji.
– Cześć, babciu! – zawołała Kamilka od progu, a moja mama jak zwykle przytuliła ją z całych sił.
– Pan to pewnie mój nowy dziadek? – zapytała mała, a mnie zatkało.
Wysoki mężczyzna spojrzał na nią wyraźnie rozbawiony. Wyglądał na bardzo sympatycznego człowieka.
– Możesz mówić do mnie Marek. A ty to pewnie ta słynna Kamila?
– Tak – uśmiechnęła się moja córka, a ja dopiero po chwili nieśmiało wyciągnęłam rękę, żeby się przedstawić.
Spędziliśmy razem przemiły wieczór. Marek z troską zajmował się mamą. Dolewał jej wina, pytał o zdanie, pomagał przy sprzątaniu ze stołu. Wiedziałam, jak bardzo mama docenia te wszystkie drobne gesty, bo ojciec nigdy nie zdobywał się na takie wobec niej. Wszystkie moje obawy po prostu się rozpłynęły. Wiedziałam, że mama zasługuje na tę miłość bardziej niż ktokolwiek inny, i byłam szczęśliwa, że w końcu jej się ułożyło.
Poświęciła wiele lat życia dla związku, który ją unieszczęśliwiał tylko po to, by nie rozbijać rodziny. Myślę, że o wiele za długo w nim trwała. Dobrze, że jednak w końcu udało jej się znaleźć kogoś, kto prawdziwie ją docenił. Święta Bożego Narodzenia spędziliśmy z ojcem, który po raz pierwszy we wszystkim się gubił, nie nadążał i przypalał dania. Nie czułam złośliwej satysfakcji. Martwię się także o niego. Jednak cieszę się, że trochę dostał po nosie za te wszystkie lata złośliwości, a mama odnalazła spokój i szczęście.