Przez kilka lat mój sąsiad świętował Boże Narodzenie samotnie. Dzieci nie przyjeżdżały, a żona zmarła kilka lat temu. Syn wyjechał za granicę po odejściu matki, córka mieszka w innym mieście – każde z dzieci ma swoje życie i rodziny, nawet nie wspominają ojca. Sąsiad niedawno skończył 70 lat, jest bardzo miłym człowiekiem i pomimo swojego wieku zawsze stara się być pomocny. Zawsze znajdzie trafną radę, bo ma duże doświadczenie życiowe za sobą. Nasze dzieci bardzo go kochają za jego opowieści i zawsze śpieszą do niego w odwiedziny. Po śmierci żony stawał się coraz słabszy z dnia na dzień. szkoda mi tego samotnego człowieka, o którym jego dzieci nie pamiętają.
My, z kolei, staramy się pomagać, jak tylko możemy, przynajmniej swoją obecnością, aby nie czuł się samotny. Pan Wojciech ciągle ze łzami w oczach wspomina swoje dzieci, które zastępują mu obcy ludzie. Ostatnim razem widział ich na pogrzebie swojej żony. Prosił, aby zabrali go ze sobą, bo sam sobie nie radzi, a oni obiecywali, że często będą go odwiedzać i mu pomagać, jednak nikt nie odwiedził go przez ten czas. Nie rozumiem tego. Czyżby dzieciom było tak obojętne, jak się ma ich ojciec? To przecież najbliższa osoba w ich życiu.
W ostatnie Boże Narodzenie Pan Wojciech zachorował i leżał w domu. My, mój mąż i dzieci, przyszliśmy do niego, by razem spędzić święta. Nasz sąsiad znów płakał, bardzo dziękował za pomoc, bo przynajmniej ktoś o nim nie zapomniał i mu pomagał. Niedawno wezwał mnie i powiedział, że przepisze mi dom, bo my mu pomagamy bardziej niż jego własne dzieci, więc spadku nie zobaczą. Powiedziałam mu, że nic nam nie jest potrzebne, nasza pomoc jest bezinteresowna, ale Pan Wojciech stanowczo się upierał. Jego majątek nam nie jest potrzebny, mamy własny dom, a poza tym nie chcemy problemów, ale nie wiem jak mam mu o tym inaczej powiedzieć.