„Po śmierci męża dowiedziałam się, że miał drugą rodzinę. Chcą położyć łapy na spadku, ale nie dostaną złamanego grosza”

„Przedstawiła mi się jako była partnerka Ryśka, która urodziła jego córkę! Przecież mój mąż nie miał przede mną tajemnic. Gdy zaczęła mówić, że jej córce należy się spadek po ojcu, domyśliłam się, że mam do czynienia z oszustką, która próbuje naciągnąć zrozpaczoną wdowę”.

Podobno drugiego człowieka nigdy nie można poznać do końca. Zawsze uważałam tę ludową mądrość za stek bzdur. Gdyby ktoś powiedział mi, że mój mąż ma przede mną tajemnice, pewnie roześmiałabym się w twarz tej osobie.

Śmierć zabrała mi go nieoczekiwanie

Ćwierć wieku wspólnego życia to wystarczający czas, by poznać kogoś na wylot. O ja naiwna! Dziś już wiem, że tkwiłam w błędnym przekonaniu. Mój Rysiek miał sekret, którym nigdy nie podzielił się ze mną. Najgorsze jest to, że dowiedziałam się o tym dopiero po jego śmierci i teraz sama muszę się z tym uporać.

Mimo że od dnia, w którym odebrałam ten feralny telefon minęły już cztery miesiące, głos Andrzeja wciąż rozbrzmiewa mi w głowie.

– Pani Elżbieto, proszę szybko jechać do szpitala, pana Ryśka zabrało pogotowie – wydyszał wyraźnie zdenerwowany pracownik mojego męża.

– Jak to pogotowie? Co się stało, Andrzej? – zapytałam bliska paniki.

– Nagle chwycił się za klatkę piersiową i po prostu upadł. Nie wiem, to chyba był zawał.

W tamtej chwili poczułam się, jakby ktoś podciął mi nogi. Musiałam szybko usiąść, w przeciwnym wypadku z całą pewnością przewróciłabym się tam, gdzie stałam. Szybko odzyskałam zimną krew i popędziłam do szpitala. Niestety, było już za późno. Lekarze nie mogli nic dla niego zrobić, a ja nie zdążyłam pożegnać się ze swoim mężem.

Ryśka poznałam 27 lat temu. Pracował wtedy w warsztacie samochodowym, do którego przyjeżdżałam z moim cinquecento. Pewnego dnia zaprosił mnie na randkę. Później na kolejną i jeszcze kolejną. Spotykaliśmy się tak prawie przez dwa lata. Pewnego dnia powiedziałam mu, że spodziewam się dziecka. Rysiek zachował się jak na mężczyznę przystało i poprosił mnie o rękę.

Nie, to nie była szalona miłość, jak w tych ckliwych filmach, ale kochaliśmy się. Mój mąż zawsze mnie szanował i nigdy nie zrobił niczego, przez co straciłby moje zaufanie. Ciężko pracował, by utrzymać naszą rodzinę. Odłożył pieniądze i zwolnił się z warsztatu, by założyć swój zakład wulkanizacyjny. Poświęcał się tylko pracy i rodzinie. Nie szlajał się nocami, jak niektórzy mężczyźni. Zawsze był oddanym mężem i ojcem. Gdybym miała go określić dwoma słowami, powiedziałabym, że był po prostu dobrym człowiekiem. Dlaczego tacy zawsze muszą odchodzić zbyt wcześnie?

Moje życie wywróciło się do góry nogami

W miejscowości, w której mieszkam, każdy zna każdego. To jedno z tych małych miasteczek, za małych, żeby mówić o nich „miasto”, ale za dużych, by nazywać je „wsią”. Mój mąż, jako człowiek uczynny i pomocny, cieszył się ogólnym szacunkiem i sympatią. Nie zdziwiłam się, gdy w dniu jego pogrzebu na cmentarz przybyły tłumy. Prawie każdego żałobnika mogłam wymienić z imienia i nazwiska.

Prawie, bo w tłumie zobaczyłam kilka obcych twarzy. Moją uwagę szczególnie zwróciła stojąca nieco z boku kobieta. Była mniej więcej w moim wieku. Nie złożyła mi kondolencji, nie położyła wieńca na trumnie Ryśka. Z nikim nie rozmawiała. Po prostu stała i przyglądała się uroczystości. Sama nie wiem, dlaczego w takim dniu zastanawiałam się nad tym, kim ona jest. Chyba po prostu kierowało mną przeczucie.

Dni przed pogrzebem były dla mnie wyjątkowo trudne, ale wiedziałam, że najgorsze jest dopiero przede mną. Musiałam pogodzić się z myślą, że nigdy już nie zasnę obok mojego męża. Że nigdy już nie poprosi mnie o swoją ulubioną jajecznicę na śniadanie, a ja nie będę mogła już pocałować go na do widzenia, jak miałam w zwyczaju robić to każdego ranka, gdy wychodził do pracy. Musiałam też nauczyć się żyć od nowa, bo w naszej rodzinie to on zajmował się zarabianiem pieniędzy.

Czasami pomagałam mu w sprawach księgowych i formalnie byłam współwłaścicielem firmy, ale jeżeli mam być szczera, miałam wówczas małe pojęcie o prowadzeniu zakładu wulkanizacyjnego. Nie miałam serca prosić o pomoc Patryka, mojego 24-letniego syna. On miał już swoje życie. Wiem, że gdybym tylko powiedziała jedno słowo, rzuciłby studia i pracę w Krakowie i wrócił do domu, by przejąć interes po ojcu. Zresztą, sam to zaproponował. Jako matka wiedziałam jednak, że ma inne plany. To ja powinnam być odpowiedzialna za swoje dziecko, nie odwrotnie.

Patryk został ze mną przez tydzień, by pomóc mi przebrnąć przez najgorszy czas. Kochany chłopak. Silny charakter i dobre serce odziedziczył po swoim ojcu. W końcu musiał jednak wrócić do miasta, a ja zostałam sama. Sama z problemami, które niebawem miały zwalić mi się na głowę.

Nie miał odwagi się przyznać

Siedziałam w kuchni z kubkiem gorącej herbaty i w myślach wspominałam Ryśka, gdy pukanie do drzwi wyrwało mnie z zadumy. Otworzyłam. W progu stała brunetka w średnim wieku, która wydawała mi się znajoma.

– Krystyna – przedstawiła się, wyciągając dłoń w moją stronę.

– Elżbieta – odpowiedziałam i uścisnęłam jej dłoń. – Czy my się znamy?

– Jeszcze nie, ale wygląda na to, że będziemy musiały się poznać.

Nagle przypomniałam sobie. To właśnie ta kobieta obserwowała z boku pogrzeb mojego męża.

– Czy mogę wejść? Musimy poważnie porozmawiać.

Jestem pewna, że po tej rozmowie przybyło mi siwych włosów. Przedstawiła mi się jako była partnerka Ryśka. Była partnerka, która urodziła jego córkę! Wprost nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Przecież mój mąż nie miał przede mną tajemnic. Nie uwierzyłam w żadne jej słowo, a gdy zaczęła mówić, że jej córce należy się spadek po ojcu, domyśliłam się, że mam do czynienia z oszustką, która próbuje naciągnąć zrozpaczoną wdowę.

– Nie wierzy mi pani? Proszę porozmawiać z jego siostrą. Ona potwierdzi, że każde moje słowo jest prawdą. Wkrótce skontaktuje się z panią mój prawnik. Jeżeli nie polubownie, to temat spadku załatwimy na drodze sądowej – rzuciła wychodząc z mojego domu.

Natychmiast po jej wyjściu pojechałam do Małgorzaty, młodszej siostry Ryśka.

– Nalegałam, żeby o wszystkim ci powiedział, ale on był uparty. Twierdził, że tak będzie lepiej – powiedziała, gdy zapytałam ją wprost o drugą rodzinę mojego męża. – Usiądź, wszystko ci opowiem.

Wiedziałam, że w młodości Rysiek miał problem z alkoholem. Nigdy nie ukrywał tego przede mną. Gdy mnie poznał, był już na prostej i mogę przysiąc, że w trakcie naszego małżeństwa nigdy nie zajrzał do kieliszka. Małgorzata uświadomiła mnie, że wcześniej było z tym różnie.

– Kobieta, która do ciebie przyszła, to Krystyna. Rysiek był z nią przez jakiś czas, zanim cię poznał. Ona zaszła w ciążę, więc zamieszkali razem, u jej rodziców. Tam nigdy nie wylewało się za kołnierz. Zawsze była okazja do świętowania. Oni polewali, a mój brat wypijał. Aż w końcu zorientował się, że nie potrafi już normalnie funkcjonować. Po urodzeniu córki, Krystyna wróciła do rodzinnej tradycji i sama znowu zaczęła zaglądać do butelki. Rysiek nie mógł tego wytrzymać. Zaczął mówić o odwyku i namawiał Kryśkę, żeby zaczęła się leczyć razem z nim. Chciał zabrać ją i małą Sabinkę z tego miejsca.

Przerwała na chwilę, by wytrzeć oczy chusteczką. Widziałam, że to dla niej trudny temat.

– Ona jednak nie chciała niczego zmieniać – kontynuowała. – Gdy Rysiek zagroził, że jeżeli nie weźmie się w garść, to sam zajmie się wychowaniem córki. Zgłosiła na policji, że on znęca się nad nią i nad małą. Nie muszę ci chyba mówić, że to była kompletna bzdura? Sąd jednak uwierzył jej, tym bardziej że jej rodzice potwierdzili te ohydne zeznania. Stracił prawa rodzicielskie. Próbował widywać się z małą, ale ona nie pozwoliła mu na to. Całkowicie zerwała z nim kontakt. Do dziś nie wiem, jak znalazł w sobie tyle siły, by po tym wszystkim wyjść na prostą.

Nie mogłam w to uwierzyć. Dlaczego nigdy nie powiedział mi o tym? Przecież zrozumiałabym. Małgorzata wyjaśniła mi, że chciał zacząć życie od nowa, z czystą kartą. Postąpił niemądrze, ale czasu nikt nie cofnie. Sama nie wiem, może to egoistyczne z mojej strony, ale mimo wszystko ulżyło mi, gdy dowiedziałam się, że ta historia wydarzyła się jeszcze przed naszym ślubem. Nie wiem jakbym zareagowała, gdybym dowiedziała się, że mój mąż wiódł podwójne życie w trakcie trwania naszego małżeństwa. Mimo to czułam się okropnie. Biedny Rysiek, przez te wszystkie lata musiał sam dźwigać ten ciężar.

Ona chce tego, co jej się nie należy

Dwa tygodnie później Krystyna znowu przyszła do mnie z wizytą, bez prawnika, mimo swoich wcześniejszych deklaracji.

– Namyśliłaś się już? Chcę połowy wszystkiego, co on po sobie zostawił – oznajmiła, czym niemal wyprowadziła mnie z równowagi.

– Po pierwsze, nie przypominam sobie, żebyśmy przechodziły na ty. Po drugie, sama wykluczyłaś Ryśka ze swojego życia i w dodatku zrobiłaś to w obrzydliwy sposób! Po trzecie, skoro mówisz o pieniądzach dla córki, to dlaczego przychodzisz tu sama? Mam wrażenie, że już dawno temu straciłaś kontakt ze swoim dzieckiem.

Zamurowało ją. Myślała, że łatwo dostanie to, czego chce. Ale nie. Nie trafiła na naiwną babę. Chce batalii sądowej? Proszę bardzo, ale z własnej woli nie oddam jej niczego, co należało do mojego męża.

Related Posts