Moja córka od dzieciństwa była hojna, zawsze dzieliła się ze mną cukierkami, gdy była mała. Gdy dorosła i stanęła na nogi, pomagała mi finansowo.
Najczęściej odmawiałam pomocy, ponieważ nadal pracowałam. Miałam wystarczająco dużo pieniędzy, aby przeżyć do następnej wypłaty.
Teraz będąc na emeryturze, dostaję marną sumę pieniędzy, ledwie wystarczającą na opłacenie mediów i skromny dodatek na życie. Jedyne rzeczy, na które mnie stać, to warzywa i tanie płatki śniadaniowe.
W rezultacie mój stan zdrowia pogorszył się i nie stać mnie na leczenie. Kiedyś poszłam do lekarza, który przepisał mi potrzebne tabletki, ale nie mogę ich kupić.
Córka mieszka w dużym mieście, z dala ode mnie. Niedawno po raz drugi wyszła za mąż. Małżeństwu dobrze się powodzi, drogi zagraniczny samochód, mieszkanie, zagraniczne kurorty. Na przykład pół roku temu, spędzili z zięciem wakacje na Cyprze. Pokazali mi zdjęcia, było bardzo pięknie.
Moje dziecko i ja mamy dobre relacje, często do siebie dzwonimy, a ona pyta mnie o moje zdrowie. Z reguły okłamuję ją w kwestii mojego samopoczucia, bo nie chcę, żeby się martwiła i denerwowała. Mówiłam mojej córce, że jem indyka, piję naturalne soki itp. Prawda jest taka, że nie miałam tego w ustach od lat.
Nie wiem, jak moja córka może wierzyć w moje bajki, bo przecież żyjemy w tym samym świecie, wie jaką mam emeryturę i zna dzisiejsze ceny w sklepach. Można zastanowić się nad tym, ale pewnie tego nie robi.
Miesiąc temu poddałam się i zadzwoniłam do córki z prośbą o pomoc. Brakowało mi zapasów żywności i wstyd się przyznać, nie miałam nawet skarpetek. Moja córka wsparła mnie i jeszcze tego samego dnia, przysłała mi pieniądze, ale nie można tego nazwać większą gotówką. Co mogłabym nakupić za 50 złotych? Następnie zadzwoniła do mnie, aby upewnić się, że przelew dotarł, z trudem powstrzymywałam łzy.
Teraz już na zawsze zniechęciłam się do proszenia o cokolwiek. Będę nadal kłamać na temat mojej diety, jeśli ona nie zrozumie, że emerytka nie jest w stanie sama się utrzymać.
Już nigdy nie poproszę córki o pomoc.