Babcia jest gościem, a nie naczelnym wodzem

Pani Jadwiga wróciła od córki. Wczoraj były urodziny jej starszego wnuka – Mateusz ma już dziesięć lat. Świętowali do późna, zrobiło się już ciemno, autobusy nie kursowały, więc kobieta musiała przenocować u córki, choć tak naprawdę wcale nie chciała.

– Ty, mamo, tylko przyjedziesz i za dwie godziny już lecisz na autobus, – skarżyła się córka. – Zostań chociaż raz na noc, niech dzieci nacieszą się babcią.

Dlatego pani Jadwiga jakoś się przełamała i została.

Nie, nie, ona kocha swoją córkę Martę, ma dobre relacje z zięciem, a swoje wnuki, Mateusza i czteroletnią Wikę, wręcz uwielbia.

Jednak pani Jadwiga nie jest taką zwykłą babcią w klasycznym tego słowa znaczeniu. Nie dzwoni codziennie, żeby zapytać, jak się ma jej córka i wnuki, nie przyjeżdża przy każdej okazji, żeby zawieźć im „babcine” ciasta, nie odwiedza córki z radami, jak ma wychowywać jej wnuki.

A wszystko dlatego, że była taką samą matką. Nie, wcale nie złą ani nieodpowiedzialną, po prostu inną. Pani Jadwiga urodziła Martę w wieku dwudziestu dwóch lat, jak tylko wyszła za mąż. To nie tak, że bardzo chciała mieć dzieci, po prostu zaszła w ciążę. Nie zmartwiło jej to, ale też nie przyniosło szalonej radości – dziecko to dziecko. Urodziła, wychowała.

Trzeba dodać, że pani Jadwiga wypełniała swoje obowiązki rodzicielskie tak, jak powinna. Jej córka miała wszystko, co najlepsze. I ubrania, i zabawki, i zajęcia dodatkowe. Zdała maturę – dawali jej z mężem pieniądze na życie na studiach. Wychodziła za mąż – dołożyli się do wesela. Ale Jadwiga nigdy nie męczyła córki nadmierną troską, dlatego inne matki z sąsiedztwa nie bardzo ją lubiły.

– Ty co? Nie zaprosisz dzieci, żeby z tobą mieszkały? – zastanawiały się sąsiadki.

– Nie, – spokojnie odpowiadała pani Jadwiga.

– Ale masz miejsce, mieszkasz sama.

Tak, mąż pani Jadwigi zmarł i rzeczywiście mogłaby się pomieścić z córką i zięciem, ale nawet nie pomyślała o tym, żeby proponować coś takiego dzieciom.

– Niech mieszkają osobno – i dla nich tak lepiej, i dla mnie. Już prędzej bym im dała pieniądze.

Właśnie ta postawa drażniła sąsiadki pani Jadwigi. Bo w ich rozumieniu prawdziwa matka to taka, która nigdy nie wypuści dzieci spod swoich skrzydeł i nie ma znaczenia, że ​​są już dorosłe.

– A ty, Jadziu, wybierasz się do wnuków na święta? Czy oni przyjeżdżają do ciebie? – pytają sąsiadki przed Bożym Narodzeniem.

– Nie, wyślę im pieniądze na prezenty dla dzieci, – odpowiada spokojnie Jadwiga.

– Jak to? – krzyczą kobiety. – Jak można spędzić Wigilię bez wnuków?!

Ale dla pani Jadwigi najlepsze święto jest wtedy, kiedy może pobyć sam na sam ze sobą. Przez całe życie pracuje jako kucharka. Niby w kuchni, ale jednak zawsze wśród ludzi. Dlatego po pracy nie chce jej się ani gotować, ani z nikim rozmawiać. Wróci do domu, nakarmi kota, zrobi sobie herbatę i usiądzie do czytania albo haftowania. Jak córka zadzwoni, to z nią porozmawia, a jak nie zadzwoni, to pani Jadwiga zrozumie, że jest zajęta. Sama stara się dzieciom nie narzucać.

Marta ma czasami pretensje do mamy, że nie zadzwoni, nie przyjedzie, ale później, jak się nad tym głębiej zastanowi, to się uspokaja, bo babcia jest u nich gościem, a nie naczelnym wodzem, jak w innych rodzinach.

A zięć wprost uwielbia panią Jadwigę. „Poszczęściło mi się z teściową, – mówi. – Nie wprowadza swoich porządków w naszym domu.”

I tak żyją. Każdy po swojemu, ale szczęśliwie.

Related Posts