„Mąż zupełnie nie okazuje mi uczuć. Mówi, że mam się cieszyć, że nie pije i mnie nie zdradza, a nie oczekiwać gwiazdek z nieba”

„Chciałam mu wytłumaczyć, że potrzebuję ciepła i odrobiny czułości. On upiera się, że prawdziwe życie z romantyzmem niewiele ma wspólnego, że takie ochy i achy w towarzystwie są dobre dla nastolatka, a nie mężczyzny w poważnym wieku, że nie będzie narażał się na śmieszność tylko po to, by spełnić moje fanaberie”.

Maciek jest moim mężem od prawie 20 lat. To odpowiedzialny, godny zaufania mężczyzna, którego zazdrości mi większość koleżanek. Ja jednak nie czuję się w pełni szczęśliwa. Powód? Mąż prawie w ogóle nie okazuje mi uczuć. Coraz częściej zastanawiam się, czy mnie jeszcze kocha, czy jest już ze mną tylko z przyzwyczajenia i wygody. Gdyby Maciek od początku był taki oszczędny w wyznaniach i miłosnych gestach, nie widziałabym problemu. Ale on kiedyś zachowywał się zupełnie inaczej. Całował mnie, obejmował, prawił komplementy, wyznawał miłość. I to nie tylko w domowym zaciszu, ale także w towarzystwie. Znajomi często żartowali, że niepotrzebnie zapraszają nas do siebie na imprezy, bo i tak na nikogo nie zwracamy uwagi.

Świata poza sobą nie widzieliśmy

Niestety, kilka lat po ślubie romantyzm Maćka zaczął się gdzieś ulatniać, a w końcu zniknął jak sen złoty. Prawdę mówiąc, nie pamiętam już, kiedy publicznie mnie przytulił lub choćby wziął za rękę. Nie potrafiłam się z tym pogodzić. Chciałam, żeby jak dawniej okazywał mi swoje uczucia. Próbowałam go więc sama sprowokować do działania, przypomnieć mu, jak było miło. Obsypywałam go komplementami, czułymi słówkami i gestami. Liczyłam na to, że odwdzięczy się tym samym. Niestety, on odtrącał moją czułość. Gdy byliśmy sami, w mieszkaniu, jeszcze wszystko było w miarę w porządku. Mruczał z zadowolenia, puszył się. Czasem nawet mnie objął, gdy na przykład siedzieliśmy przed telewizorem i oglądaliśmy jakiś film, dał mi buziaka. Ale poza domem nie było o tym mowy.

Kiedy na przykład próbowałam wziąć go za rękę, stanowczo ją uwalniał, gdy chciałam się do niego przytulić, odsuwał się i mierzył mnie oburzonym wzrokiem. Pół biedy, gdy działo się to na ulicy, gdzie nikt nas nie znał. Ale on zachowywał się tak nawet wsród znajomych, którzy doskonale pamiętali, jaki kiedyś był czuły i we mnie wpatrzony. Widząc ich zaskoczone, a potem współczujące miny, miałam ochotę zapaść się ze wstydu pod ziemię. Dokładnie wiem, co sobie myśleli: że pewnie nasze małżeństwo przeżywa poważny kryzys, że mu spowszedniałam, wstydzi się mnie, miłość mu przeszła albo zakochał się w innej i wkrótce poprosi mnie o rozwód. Ja sama tak myślałam. Tylko nie miałam pojęcia, który z tych powodów jest najbliższy prawdy.

Ta niepewność mnie męczyła

I to coraz bardziej. Doszło do tego, że nie myślałam o niczym innym. Któregoś razu było mi tak źle, że nie wytrzymałam. Zapytałam męża wprost, czy nadal mnie kocha. Rzucił na odczepnego, że tak, i wsadził nos w laptopa, sądząc, że taka odpowiedź mi wystarczy. Ja jednak nie odpuszczałam.

– Poważnie? A mnie się wydaje, że jednak nie – wypaliłam.

– Bożena, a mogę wiedzieć, skąd taki wniosek? – łaskawie odwrócił wzrok od ekranu.

– Bo mi tego nie okazujesz. Zwłaszcza w towarzystwie. Zamiast pokazać, co do mnie czujesz, opędzasz się ode mnie jak od natrętnej muchy. Jest mi z tego powodu bardzo przykro, bo znajomi to widzą i snują domysły – odparłam.

Spodziewałam się, że po takich słowach zerwie się na równe nogi, przytuli mnie, przeprosi, powie, że nie zdawał sobie sprawy, że tak mnie krzywdzi i, co najważniejsze, obieca poprawę. Każdy kochający mąż by tak zrobił. A on co? Wpadł w złość.

– Kobieto, czy ty oszalałaś?! Naprawdę musisz mi zawracać głowę takimi bzdurami? Nie masz innych problemów? Czego u diabła chcesz?! Żebym wiecznie trzymał cię za rękę, patrzył głęboko w oczy, wzdychał, przytulał, opowiadał, jaka to jesteś piękna? Chyba zwariowałaś! Przecież to dziecinada! Nie będę robił z siebie idioty!

– Kiedyś robiłeś. I wcale ci to nie przeszkadzało – wtrąciłam.

– Doprawdy? Nie pamiętam… To musiało być w poprzednim życiu. Zresztą, nieważne. Nie rozumiem, skąd te pretensje. Przecież jestem z tobą, zarabiam na rodzinę, nie zdradzam cię, nie piję, wracam do domu na czas. Znasz mnie, wiesz, że możesz na mnie polegać. Niewiele kobiet ma taki komfort.

– I to, twoim zdaniem, powinno mi wystarczyć do szczęścia?

– A nie? Bezpieczeństwo i stabilizacja są chyba ważniejsze niż te wszystkie romantyczne bzdury. Zamiast więc wymyślać problemy, doceń to, co masz – stwierdził i, zanim zdążyłam coś odpowiedzieć, znowu wsadził nos w komputer.

Do tego założył słuchawki, dając mi do zrozumienia, że uważa temat za zakończony.

Miałam ochotę się rozpłakać

Potem nieraz jeszcze próbowałam porozmawiać z Maćkiem. Chciałam mu wytłumaczyć, że jak każda kobieta potrzebuję wyznań i ciepła niemal jak powietrza. Że bez tego czuję się niepewnie, zastanawiam się, czy ciągle mu na mnie zależy, czy jestem dla niego atrakcyjna. Ale gdy tylko zaczynałam temat, natychmiast mi przerywał. Ze skrzywioną miną powtarzał, że prawdziwe życie z romantyzmem niewiele ma wspólnego, że takie ochy i achy w towarzystwie są dobre dla nastolatka, a nie mężczyzny w poważnym wieku, że nie będzie narażał się na śmieszność tylko po to, by spełnić moje fanaberie. Z bezsilności i złości chciało mi się wyć.

Obserwuję od pewnego czasu zachowanie mężów moich koleżanek. Także nie przypominają bohaterów z romantycznych powieści, ale nie mają problemu z okazywaniem uczuć. Przynajmniej od czasu do czasu. W towarzystwie przytulają swoje żony, dają im buziaka, prawią komplementy. I wcale nie widzą w tym niczego głupiego, śmiesznego ani wstydliwego. Ba, mam wrażenie, że uważają takie zachowanie za normalne i naturalne. Dlaczego więc mój Maciek jest inny? Przecież ludzie, którzy się naprawdę kochają, okazują sobie uczucia. Jak mam mu to wytłumaczyć?

Related Posts