Teściowa wiecznie narzeka. Marudzi, jaka to ona już stara. Mówi, że z niej purchawka się zrobiła, że ma już z górki. I czeka, aż ktoś zaprzeczy: „Skąd! Jesteś jeszcze na chodzie! Babka na fleku, do tańca i różańca!”. Kryguje się wtedy i wdzięczy:
– Nooo skąd! Gdzie mi tam do tańca?! Wszystko mnie boli, ledwo chodzę, rano dosłownie zwlekam się z łóżka!
Strzela oczami na boki, żeby zobaczyć, kto najmocniej protestuje. To taki test, egzamin dla rodziny, a przede wszystkim dla mnie – nielubianej synowej…
U ojca miałam ochotę jej wręcz przyłożyć
Na początku się nabierałam na te jej jęki. Wymyślałam Bóg wie co, żeby tylko się uśmiechnęła
i popatrzyła łaskawiej. Ale ona robiła tę swoją nadętą minę.
– Po co te kłamstwa? – wzdychała. – Wystarczy na ciebie spojrzeć i już się wie, co naprawdę o mnie myślisz. Przeszkadzam ci, prawda?
Dawid próbował mnie bronić.
– Daj jej spokój, mamo – prosił. – Ona się naprawdę stara.
– To niech przestanie, bo nie ma u mnie szans! Nie o takiej synowej marzyłam.
Dawid jest po zawodówce, jednak ona planowała, że jej synuś ożeni się z lekarką albo panią sędzią, bo takie są bohaterki jej ukochanych seriali. Mnie niszczyła od pierwszego spotkania.
– Musi pani wiedzieć… – świergotała i robiła buzię w ciup. – Pani musi wiedzieć, że Dawid powinien się związać z kimś naprawdę odpowiednim. Osoba bez matury nie jest dla niego.
– Przecież Dawid też nie skończył szkoły średniej. Ja skończyłam, ale nie przystąpiłam do egzaminu dojrzałości. Moja mama wtedy zachorowała i…
– Tak się tylko mówi! A Dawidek odszedł z liceum, bo go nauczyciele niszczyli psychicznie!
– Mama, przestań! – prosił Dawid. – Wiesz, że wagarowałem i miałem same jedynki! Za co mi mieli dać świadectwo?
– Byłeś zdolnym dzieckiem! To oni nie umieli uczyć!
– Nie chciało mi się kuć! Lubię być fizycznym. Co w tym złego?
– Właśnie! – zapalała się wtedy. – Teraz potrzebujesz kobiety wykształconej, co ci pokaże inny świat, poszerzy horyzonty i zdopinguje do lepszego życia!
Stawała na rzęsach, żeby tylko nas skłócić, mimo to jej się nie udało. Dopiekała mi na każdym kroku, zwłaszcza gdy poznała mojego tatę i rodzeństwo. Do końca życia nie zapomnę, z jaką miną siedziała podczas pierwszej wizyty w naszym domu. Naprawdę miałam ochotę jej przyłożyć za ironiczne uśmieszki i głupawe uwagi w rodzaju:
–Jak można żyć na trzydziestu metrach w cztery osoby? Nic dziwnego, że dziewczyna szuka okazji, żeby stąd uciec, i unieszczęśliwia porządnego chłopca!
Mój ojciec nie wytrzymał.
– Czego się pani czepia? Nie podoba się, drzwi otwarte. Nikt pani tu nie trzyma – wypalił.
Nawet na weselu się do niego nie odzywała. Gdzie może, obmawia go, że cham i prostak,
a ja się w niego wrodziłam. Może bym wybaczyła i nadal kładła uszy po sobie, ale zrobiła coś, czego jej nie wybaczę.
Odkąd się dowiedziała, że jestem w ciąży, w kółko dogadywała, że bezczelne dziewuchy łapią mężów na dziecko, a często to dziecko jest… kogoś innego.
– Łazi taka z brzuchem i wmawia całemu światu, że nie puściła się po kryjomu! – burczała. – Nie ma nic gorszego, niż chować cudze… Nie wiadomo, co z tego wyrośnie, tym bardziej gdy matka z byle jakiej rodziny!
Płakałam po kątach, ale udawałam, że nie rozumiem tych aluzji. Dawid mnie uspokajał:
– Maluch się urodzi i mama przestanie – obiecywał. – Zobaczysz, wszystko się ułoży…
Mały się urodził i bomba wybuchła. Dawid twierdzi, że o niczym nie wiedział, ale teściowa się zaklina, że to on przyniósł jej ślinę małego do badania DNA. Przycisnęłam męża i wreszcie się przyznał, że faktycznie „dla świętego spokoju” zrobił to, czego chciała matka. Dla niego nie ma problemu. On i tak wie, jak powtarza, że Kajtuś jest jego.
– Dla mnie jest problem – denerwuję się. – Okłamałeś mnie. Udowodniłeś swojej matce, że także mi nie wierzysz.
– Jesteś przewrażliwiona. Pod tym względem mama ma rację.
Dawid zadał mi cios prosto w serce i nawet tego nie rozumie. Wkurza się na mnie, bo nie umiem o sprawie zapomnieć.
– Dziurę w brzuchu mi wywiercisz – mówi. – Co się stało takiego?! Będzie wynik, mama się przekona, że to naprawdę jej wnuk. Nie ma się co ciskać. Przestań, kobieto.
Prawie straciłam pokarm ze zmartwienia. Jestem nerwowa, włosy mi wychodzą garściami, nie mogę spać i jeść. Mam straszne poczucie krzywdy… Ale mój mąż tego nie widzi.
Coraz bardziej boję się przyszłości
Teraz z kolei strasznie się przejmuje, że jego mama nie może chodzić, bo jej wrasta paznokieć w dużym palcu u nogi.
– Przez jakiś czas będę musiał ją wszędzie wozić – oznajmił mi. – Przecież bidula sama nie dokuśtyka do autobusu.
Czuję, że ta purchawka faktycznie rośnie w naszym domu. Zajmuje coraz więcej miejsca, robi się wielka, nadęta, obrzydliwa, sinoniebieska w środku i paskudnie pachnie… Stara purchawa marszczy się i wydala z siebie czarny, nieprzyjemny, brudzący kurz, który oblepia wszystko, co znajdzie się w jej zasięgu. Zupełnie jak teściowa. Nie wiem, jak z nią wytrzymam.