Pewnego razu Kiryło zauważył piękną dziewczynę na weselu swojego przyjaciela: stała w kącie restauracji i popijała. Chłopak postanowił podejść do niej, żeby się poznać.
– Obrzydliwe wesele – nagle powiedziała dziewczyna.
– Dlaczego? – zapytał Kiryło.
– Ponieważ wszystko jest zrobione jak na kołchozie. Konkursy są stare, prowadzący już jest pijany. Zaraz zacznie się taniec. Lepiej pójdę.
– Stój, dokąd idziesz w takiej chwili sama, pozwól, że wezwę ci taksówkę, odprowadzę do domu.
– Nie, moim rodzicom już śpi się.
– Co to ma do rzeczy? – nie zrozumiał Kiryło.
– A ty, chłopczyku? Jasne, dlaczego podszedłeś do mnie, jesteśmy obaj na łebku, więc kontynuacja nocy jest dla nas zapewniona. Pojechali do Ciebie. Dziewczynę zwała Olą. Poprosiła Kiryła, żeby kupił jej ciasto, bo na weselu ciasta w końcu nie było. Później przyjechali do domu Kiryła, spędzili niezapomnianą noc. Tak i zasnęli. Na następny dzień Kiryło wyszedł do kuchni, przy stole siedziała Ola w jego koszuli i jadła ciastko.
– Bardzo smaczne, usiądź, zaraz naleję herbaty.
Siedzieli wygodnie w kuchni, rozmawiali o wszystkim na świecie. Kiryło zrozumiał, że od dawna nie czuł się tak spokojny i dobrze obok dziewczyny. Z nią dom stał się tak bliski, a wszystko wydawało się jaśniejsze, niż jest naprawdę. A potem Ola odeszła. Po prostu, nie zostawiając mu swojego numeru telefonu, miejsca pracy czy adresu domu. Kiryło zaczął jej szukać wszędzie, gdzie tylko mógł. Pytał przyjaciela, na weselu którego poznał ją – gdzie jest ta dziewczyna i kim jest? Ale przyjaciel nie wiedział: była znajomą jego narzeczonej. I oto Kiryło po raz kolejny poszedł do siebie zasmucony, i wtedy zobaczył Olę od tyłu:
– Ola! – zawołał, jakby zobaczył najcenniejszy skarb na ziemi.
Przytulili się i od tamtego czasu nigdy więcej się nie rozstali. A ich wesele było najmodniejsze i najciekawsze, a nie kołchozowe, jak to zwykle bywa.