Kiedy mój były mąż dowiedział się, ile zarabiam we Włoszech, zaczął robić wszystko, aby się ze mną pogodzić

Mam 57 lat. Dwa lata temu wyjechałem do pracy do Włoch. Oczywiście nie wyjechałam po to, by wieść dobre życie. Rozwiodłam się z mężem 10 lat temu, ale ponieważ nie mieliśmy dokąd pójść, nadal mieszkaliśmy w tym samym mieszkaniu.

Mamy dwupokojowe mieszkanie i gdybyśmy zamienili je na dwa jednopokojowe, musielibyśmy dopłacić, a ani mój mąż, ani ja nie mieliśmy na to pieniędzy. Nasza jedyna córka jest już dorosła i mieszka z mężem i dziećmi u teściów. Mój zięć jest miłym, pracowitym człowiekiem, a moja córka jest przy nim jak kamienna ściana.

Mój mąż i ja dzieliliśmy pokój i żyliśmy jak obcy ludzie w akademiku. Moja swatka pracuje we Włoszech od wielu lat i bardzo pomaga dzieciom. Pewnego dnia wróciła do domu, zaprosiła mnie do siebie i przy stole powiedziała, że ma dla mnie pracę. Więc zaryzykowałam i zostawiłam wszystko za sobą. Szkoda mi było tylko tej pracy, bo zostało mi tylko kilka lat do emerytury.

Ale swatka zapewniła mnie, że w ten sposób wygram znacznie więcej. Naprawdę zrozumiałam, że to moja jedyna szansa, by na starość rozstać się z mężem. Razem z swatką obliczyłyśmy, że w ciągu 2-3 lat zarobię wystarczająco dużo na jednopokojowe mieszkanie. A potem pomyślę, co zrobić z emeryturą.

Praca była ciężka: opiekowałam się starszą Włoszką, miałam też problemy zdrowotne, ale co zrobić. Zaproponowali mi tę pracę, a ja chętnie ją przyjęłam. W tym roku wróciłam do domu jak wyciśnięta cytryna. Oczywiście w domu panował bałagan, wszystko było brudne i zużyte. Przyjechałam na dwa tygodnie na wakacje i planuję wrócić do Włoch ponownie.

Przez kilka dni sprzątałam mieszkanie, wiadomo, że mąż nigdy porządnie nie posprzątał. Człowiek, z którym od dwóch lat w ogóle nie rozmawialiśmy, jakoś zaczął merdać ogonem i przepraszać za swoje zachowanie. To wszystko było dziwne i pierwszą rzeczą, o której pomyślałam, było to, że potrzebuje ode mnie pieniędzy.

Zaczął mówić o biznesplanach, a ja powiedziałem mu wprost, że nie mam pieniędzy. Kręcił się w kółko przez tydzień. W końcu się przełamał i powiedział: “Pomóż mi, potrzebuję tysiąc dolarów, zarobię je i zwrócę ci w ciągu miesiąca”. Tak, oczywiście od razu. Pobiegłem do banku i zabrałem ze sobą walizki, żeby wypłacić więcej. Oczywiście odmówiłem, a on zaczął naciskać na mnie z litości, mówiąc, że to moja ostatnia sprawa, bo inaczej skończę w domu opieki.

To był nonsens. Patrzę na niego i myślę: z kim ja żyłam? On ma ponad 60 lat, jesteśmy małżeństwem od 25 lat, nie pamiętam ani jednego dnia w życiu, kiedy byłam szczęśliwa; teraz to znoszę, bo nie ma jeszcze jak dzielić mieszkania.

On dobrze wie, że mam pieniądze, więc mnie o nie prosi, a ja od razu mu mówię, że nie zamierzam nic dawać ani sobie życzyć, bo oszczędzam na mieszkanie, żeby nie musieć go oglądać na starość. Przypomniałam mu, ile razy ratowałam go w młodości i naiwności, a wszystko spełzło na niczym. Jest moim sąsiadem, od dawna niekochanym. Nie jestem mu nic winien.

Related Posts